Obserwatorzy

sobota, 22 września 2012

Sukienka na specjalną okazję, czyli - szycie to nieustanne dokonywanie wyboru…



Tak… Pierwsze i najważniejsze – czy w ogóle się zabierać za szycie ;-) Przychodzi taki moment, że nawet jeśli potrzeby niewielkie, a zapału brak – to trzeba go z siebie wykrzesać. Specjalna okazja się przydarzyła – i trzeba się w coś ubrać… Coś nowego, w miarę eleganckiego – a najlepiej takiego, żeby nadawało się do noszenia przy mniej szczególnych okazjach.



Padło tym razem na sukienkę z holenderskiego Knipmode – nr 6/2012, sukienka 1d. Z krótkim rękawem, paskiem wstawianym w talii /podniesionej zresztą/ i z układana w fałdy spódnicą.

Kupiłam grubszą dzianinę w dwóch kolorach – kremową i brązową. Powinno być elegancko, nie krzykliwie – i może w miarę korzystnie będę w niej wyglądać ;-)

Sukienka jest w rozmiarach od 34 do 46, a ja potrzebuję o jeden rozmiar więcej…

To nie jest trudne do zrobienia, gdy wykrój jest wielorozmiarowy.

Każdy element wykroju to na arkuszu nałożone na siebie formy w kolejnych rozmiarach. Dorysować kolejny rozmiar to nic skomplikowanego. Część linii na arkuszu są wspólne dla wszystkich rozmiarów, natomiast kolejne rozmiary stopniowo poszerzają i powiększają formę. Niektóre linie przebiegają równolegle do siebie na całej długości, inne czasem zbiegają się w jednym miejscu, by znów się rozsunąć… Ogólnie – przypomina to trochę perspektywę w rysunku.

Przykładem niech będzie dodanie kolejnego rozmiaru do górnej bocznej części przodu sukienki.



Dwie linie są wspólne dla wszystkich rozmiarów – dolna i biegnąca od szczytu biustu w dół. Linie szwu bocznego, szwu ramion i pachy są we wszystkich rozmiarach równoległe względem siebie, te od szczytu biustu do ramienia – rozchodzą się nieco.



Zaznaczyłam kropkami róg pachy i szwu bocznego. Widać, że układają się w jedną linię, a odległości między nimi są mniej więcej stałe. Kropkę kolejnego rozmiaru umieściłam więc na przedłużeniu wyimaginowanej linii, w odległości takiej, w jakiej znajdują się od siebie kropki dwóch – trzech poprzednich rozmiarów.



W ten sam sposób postąpiłam przesuwając krawędzie szwu ramienia i linię łączącą szczyt biustu z ramieniem. Natomiast dorysowując pachę poprowadziłam rzędy kropek dodatkowo w trzech miejscach na obszarze pachy, żeby dobrze wyznaczyć jej krzywiznę.



Punkty styczne ułatwiające szycie wyznaczyłam wg zasady trzymania się odległości, o jaką odsunięte są od siebie w poszczególnych rozmiarach. Oczywiście, jeśli punkt styczny jest wspólny dla wszystkich rozmiarów na arkuszu – to i dla kolejnego też ;-)

Zanim zabrałam się do krojenia sprawdziłam, czy sama dzianina narzuca mi kierunek ułożenia części wykroju. Bardzo często bywa tak, że splot dzianiny nie jest stabilny – i wtedy oczka lecą, że aż miło… Trzeba to sprawdzić - uchwycić uciętą krawędź kuponu palcami obu dłoni na odcinku 5-7 cm i rozciągnąć ją dość mocno. Potem to samo zrobić na drugiej krawędzi – i jeśli okaże się, że od którejś z krawędzi oczka będą leciały bardziej ochoczo, to w jej kierunku należy ułożyć wszystkie dolne części wykroju. Jest to tak naprawdę górna krawędź dzianiny – w tą właśnie stronę dzianina „przyrasta” w trakcie produkcji, a elementy wykroju będą leżały jak gdyby w odwrotną stronę – „góra do dołu”. Dlatego na wykrojach opracowanych dla dzianin linia kierunku nitki ma strzałkę skierowaną w przeciwną stronę, niż na wykrojach dla tkanin. Dla tkanin – w kierunku dolnych krawędzi spodni czy spódnicy, dla dzianin – w kierunku górnych.

A dlaczego to takie ważne? Bo dzianina jest delikatniejsza i łatwiej ją uszkodzić. A najłatwiej – w czasie szycia. Czyli najbardziej czułe miejsca odzieży z dzianiny to szwy właśnie. Szczególnie szwy ramion i szwy w talii – bo na nich „zawieszona” jest bluzka, a zwłaszcza sukienka. Szwy te dźwigają na sobie cały ciężar sukienki i ewentualne naprężenia powstające podczas noszenia. Uszkodzona dzianina pruje się – i lecą oczka. Lecą wyjątkowo łatwo w dół dzianiny – kto robi na drutach ten wie, że robótkę łatwo jest spruć od góry, a od dołu – prawie niemożliwe, więc prosty trick z odwróceniem części formy załatwia sprawę lecących oczek…

Nastąpił czas kolejnego wyboru – decyzji, w jaki sposób wykończyć górę sukienki. W oryginale powinna być ona zdublowana podszewką, ale materiał, z którego szyję, jest po pierwsze grubszy, niż sugerowany w żurnalu, a po drugie – elastyczny. Nie chciałabym dodawać kolejnej warstwy materiału, ani nie stracić na wygodzie – wszak to wielki plus dzianiny. Za odszycia przodu posłużą środkowe części przodu. Zatem – muszę przygotować odszycie do wykończenia podkroju szyi z tyłu.

Najpierw jednak bardzo ostrożnie zszyłam ze sobą obie części przodu i tył – żeby przymierzyć na sobie i sprawdzić, czy nie ma przypadkiem potrzeby podkrojenia dekoltu głębiej, czy też jakiejś innej poprawki. Ostrożnie – bo i szyjąc, i ubierając, i prując potem szwy łatwo jest rozciągnąć i zdeformować surowe, niewykończone brzegi. Potem bywa bardzo trudno doprowadzić je do porządku… Zwłaszcza brzegi krojone pod kątem w stosunku do kierunku materiału.





Zaakceptowaną po przymiarce część tyłu ułożyłam na papierze. Odrysowałam krawędzie podkroju tyłu i szwów ramion. Zrobiłam to pisakiem do tkanin – na wszelki wypadek, gdyby zdarzyło się wybrudzić materiał… Na zdjęciu odsunęłam już część z materiału w dół, żeby lepiej było widać rysunek na papierze.


Chcę, żeby sukienka była wykończona możliwie porządnie, dlatego szerokość odszycia tyłu będzie zgadzała się z szerokością odszycia przodu. Przyłożyłam zszyte części przodu, żeby wyznaczyć tę szerokość.



Zaznaczyłam kilka punktów orientacyjnych od krawędzi odszycia w odległości równej szerokości tegoż i połączyłam je rysując w ten sposób dolną krawędź odszycia. Tak przygotowane odszycie zawiera już w sobie dodatki na szwy! Toteż krojąc odszycie z materiału nie dodałam już nic po bokach.



Na krawędzie podkroju szyi i krawędzie ramion naprasowałam pasek flizeliny., żeby je ustabilizować. Zszyłam szwy ramion, rozprasowałam je i obrzuciłam dodatki na szwy. Materiał jest za gruby, żeby składać i obrzucać je razem.



Odszycia ułożyłam na zszytych częściach prawą na prawej. Przyszyłam je – na przodach od miejsca, które będzie początkiem dekoltu i wyznaczy jego głębokość, na części tyłu – upinając podszycie od środka tyłu ku szwom bocznym.

Dlaczego nie zszyłam od razu szwów odszyć? Bo widać na zdjęciu, że nie są one jeszcze połączone… Otóż dlatego, że człowiek jest tylko człowiekiem. Ręka mogła drgnąć przy odrysowywaniu odszyć, przy krojeniu, ba – samo szycie nie dzieje się  przecież z dokładnością automatu. Milimetr przesunięcia na szwie to dwa milimetry różnicy w długości krawędzi odszycia… Szwy są dwa… A ja chcę odsunąć od siebie pokusę dopasowywania jednego kosztem drugiego – zwłaszcza odszycia kosztem części wierzchnich. Rozciągania albo wdawania elementów – po to tylko, żeby uniknąć prucia szwu i przesuwania go o rzeczony milimetr. Wybrałam inną drogę – zszywam szwy odszyć dopiero po przyszyciu ich do krawędzi. Że więcej przy tym kombinacji? I co w tym złego? Nie siedzę przy taśmie, nie szyję na czas i akord. Szyję dla siebie i chcę szyć maksymalnie dokładnie i starannie…



Szwy odszyć zszyte, odszycia w końcu przyszyte. Małymi zadziorkami na krawędzi materiału się nie przejmuję – nóż owerloka to wyrówna ;-)



Odwinęłam do góry dolne, nie przyszyte jeszcze części odszyć przodu.



Złożyłam środkowe wierzchnie części przodu prawą do prawej, wzdłuż krawędzi środka.



Zszyłam szew środka przodu części wierzchnich dokładnie do miejsca, w którym znajduje się ostatni ścieg szwu łączącego przód z odszyciem. Lepiej zakończyć szew o pół ściegu przed tym miejscem, niż pól ściegu za nim. W przeciwnym razie środek dekoltu będzie się ściągał i wywijał.

Złożyłam odszycia przodu prawą do prawej.



Zszyję teraz środkowy szew odszycia kończąc go znów w miejscu, w którym zbiegały się poprzednio szyte szwy.



Tak to wygląda po złożeniu – środek przodu zszyty dwoma szwami, zbiegającymi się w najniższym punkcie dekoltu – pęknięcia.



Dodatki na szwy nacięte, rogi przycięte przed wywróceniem odszyć do wewnątrz.



I tak to wygląda po odwróceniu – od zewnątrz…



A od wewnątrz – odszycia ładnie dopasowały się do siebie.



Odszycia przodu przyszyłam do zapasów na szwy części wierzchniej, odszycia tyłu – podszyłam ręcznie. Tak samo zresztą, jak podłożenia rękawów i dołu sukienki. Wybrałam taki właśnie sposób z dwóch powodów – sukienka będzie wyglądała mniej sportowo, a po drugie – już jakiś czas temu postanowiłam bardziej przykładać się do wykończeń swoich ubrań… Tak się bowiem często składało, że szyte „dla kogoś” wykańczałam o wiele staranniej, niż „dla siebie”.  Bo „i tak nie będzie widać”. Bo „to i tak od lewej strony”. Bo „to tylko dla mnie – nie będę mieć pretensji do samej siebie”. Bo „nie muszę się wysilać”…

A właściwie – dlaczego? Dlaczego nie włożyć wysiłku w coś dla siebie, dlaczego nie zrobić sobie samej przyjemności – przecież świadomość ubrania się w sukienkę nie tylko przez siebie uszytą, ale w dodatku uszytą  maksymalnie /jak na swoje możliwości/ starannie i dokładnie – jest niczym niezastąpiona…

8255

W pasie przyszyłam tasiemki z pętelek – w taki właśnie sposób będę wieszać sukienkę w szafie. Złożoną w pół. Dzięki temu uniknę wyciągania się sukienki, szczególnie w rejonie ramion i dekoltu. Jest dość ciężka i nawet najlepszy wieszak nie uchroni jej przed rozciąganiem, wypychaniem i deformacją.

 Postanowiłam sobie, że nie pokażę zdjęcia gotowej sukienki przed połową października. Wtedy bowiem nadarza się okazja, dla której ją uszyłam. I nie byłoby w porządku, gdybym sukienkę „puściła w świat” zanim ją zaprezentuję na sobie przed tym dniem.

Tak sobie wymyśliłam… ;-)

Edycja...

 No i po uroczystości…


Tu powinno dać się usłyszeć ciężkie westchnienie… Albowiem gdy ubrałam się do wyjścia – rodzony mąż powiedział: Ale ty jesteś duża w tej sukience…

I jak tu publikować zdjęcie?

Ale – skoro się rzekło… 

Ech...




Dodam tylko od siebie - dekolt mógł sięgać niżej... Ale źle się mierzyło, bo  szwy ramion są przesunięte na przód i nie przyłożyłam się ;-)