Obserwatorzy

poniedziałek, 21 października 2013

Tych spodni chyba miało nie być…



Tak, miało chyba nie być, karma taka, fatum albo co tam jeszcze innego.

Najpierw – materiał kupiony, zdekatyzowany i wyleżakowany jak należy. Chociaż – patrząc na moje standardy – to materiał kupiony latem /może u jego progu…/ to zupełna świeżość. Zero stażu kartonowego.

Kupiony z myślą o spodniach. Za jakieś niewielkie pieniądze. Wygląda jak bawełna i chyba nią jest, biorąc pod uwagę, jak się zachowuje…

Na myśli zrazu stanęło. To znaczy – tradycyjnie – materiał został odłożony „na potem”. W końcu – zmobilizowałam się. Teraz to już dramatycznie potrzebuję spodni. /Lato było, jakie było, więc długie spodnie były zupełnie niepotrzebne./ Wyjeżdżam na parę dni no i potrzebuję czegoś nowego.

Skopiowałam wykrój z Knipmode. Wzięłam do ręki materiał – o rany, to on się nie naciąga? Nic a nic nie jest elastyczny?... A byłam pewna, że jest… Czyli – najgorsza do wykonania czynność – skopiowanie wykroju – na nic się zdało? Bo wykrój przeznaczony na materiały elastyczne… Ręce mi opadły…

No cóż, bierzemy następny. Nie ma słowa o elastyczności w opisie spodni, czyli szyjemy. Znów Knipmode.

Zdjęcia z żurnala nie będzie. Na zdjęciu widać tylko nogawki – modelka ubrana jest w sweter do połowy uda. Uwielbiam takie zdjęcia. Cóż… Mam rysunek techniczny – wystarczy. Strasznie słaby skan...


zdj.1

Tak. Złamałam się. Zdecydowałam się na spodnie z gumką z tyłu, mimo że deklarowałam się przed sobą i całym światem, że nigdy tego nie zrobię. A zrobiłam – dlatego, że ciut schudłam :-) Na tyle ciut, żeby nie czuć się komfortowo ani w spodniach z klapą, ani w tych z guzikami… Spodnie z guzikami zwężę sobie z tyłu, z tym problemu nie będzie, Natomiast spodni z klapą zwężać mi się po prostu nie chce. Za dużo zachodu. Niech więc będzie ta gumka z tyłu. Tym bardziej, że po pierwszym niepowodzeniu z wyborem wykroju nie chciało mi się długo szukać.

No i biorę się za krojenie. Dobrze pamiętałam, że materiał miał poprzeczne prążki. Słabo widoczne, ale jednak są. Zamysł zatem był oczywisty – kroje w poprzek.

I tu – zonk… Materiał bawełniany, z tendencją do wycierania się na złożeniach. I w poprzek całego kuponu piękna, wytarta krecha…. Zresztą – materiał wyciera się strasznie. Wystarczy podrapać go paznokciem, żeby zadrapany punkt natychmiast stał się jasną plamką… Nie muszę dodawać, że gniecie się przy tym jak len. A może to jest len? Albo mieszanka bawełny 
i lnu? Bo po przeprasowaniu materiał staje się gładki jak blacha, co nie przeszkadza mu się natychmiast wygnieść, gdy tylko się go lekko zemnie.

Ręce mi opadły jeszcze niżej. Po czym zadziałał mój wrodzony optymizm – możliwości są dwie. Albo spodnie zeszpetnieją bardzo szybko i powędrują do działu odzieży ogrodowo – garażowej, albo okażą się najwygodniejszymi, najmilszymi, szlachetnie zestarzałymi spodniami i będę je nosić tak długo, póki z nich znów nie wyrosnę. Albo – póki ze mnie nie spadną same przed upływem terminu gwarancji :-).

Taka myśl mnie ucieszyła. Nie będę się naprężać i wysilać przy szyciu /istnieje duża szansa, 
że nie warto/, zużyję do końca kilka niemal wykończonych szpulek nici /bo przecież 
nie wykorzystam ich w „porządnych” modelach/ i w ogóle szyć będę ot, tak sobie… I daruję sobie zamki na dole nogawek - jeśli miałabym te spodnie krócej nosić, niż szyć...

Czyli – kroję wzdłuż, prążki będą w poprzek, ale nie będę się straszliwie mobilizować, żeby się idealnie zbiegały na szwach. Niech się zbiegają, owszem, ale bez przesady… Jeśli się gdzieś rozbiegną – co tam…

Oczywiście, nie udało mi się skroić ich możliwie oszczędnie, bo oczywiście materiał miał 
w ramach gratisu niewielką skazę /nie licząc wytartej krechy/. Na szczęście mam go sporo – został jeszcze przyzwoity kawał – albo będzie z reszty jakaś kurtałka, albo letnia spódnica. Pożyjemy, zobaczymy.

Szycia nie fotografowałam od początku do końca, skupiłam się tylko na szczegółach, których jeszcze chyba nie było – albo były wystarczająco dawno. Na tyle dawno, że nie pamiętam ;-)

Skupię się na wszyciu karczku z przodu i wykończeniu zamka. O wykończeniu zamka było co prawda niedawno, ale na tak kolorowym materiale, że nic nie widać :-)



                                                                          zdj. 2

Brzegi podkleiłam taśmą do wykańczania i stabilizacji brzegów, zrobioną z krojonej ze skosu flizeliny z klejem, która została następnie przeszyta łańcuszkiem. To przeszycie gwarantuje 100 % stabilizację brzegów. Krawędzie krojone pod kątem /ze skosu/ mają naturalna skłonność 
do wyciągania się przy szyciu, więc lepiej tego uniknąć. /zdj.2/ Ideałem byłoby tak wycelować 
z zaprasowaniem taśmy, żeby szew wykonany przeze mnie pokrywał się z łańcuszkiem na taśmie, ale nawet jeśli tak nie będzie – to taśma i tak zrobi swoje, bo podczas wywijania częściami wykroju, upinania i dopasowywania ich względem siebie krawędzie będą bezpieczne.


                                                                         zdj.3

Sam karczek też podprasowałam – tym razem termoniną. To mój ulubiony sztywnik. :-) Karczek będzie wyglądał porządniej, tendencje do załamywania czy zwijania się będą o niebo mniejsze.




zdj.4

Zszyłam środki przodów spodni, przypinam karczek. Będę go zszywać etapami, bo jest tu parę kątów do „obskoczenia”. Najpierw celuję w sam środek, spinając minimalną ilość materiału, żeby można było obracać przypinaną część. /zdj.4/



zdj.5


No i obracam ją, układając wzdłuż linii nasady /czyli krawędzi zszycia/. /zdj.5/ Przypinam szpilką. Muszę odnaleźć punkty, w których szew będzie się zaczynał i kończył. Nie będę szyła „od brzegu do brzegu”. Na samym karczku jest to doskonale widoczne – będę „okrążać” szwami kształty wytyczone przez termoninę. Gorzej z  główną częścią spodni, tym bardziej 
że od dawna już nie rysuję sobie obrysu formy na materiale. W myślach „rysuję” sobie 
na materiale ostateczne punkty, odejmując dodatki na szwy. I tak wpinam szpilki łącząc obie części. Szyć będę też od szpilki do szpilki. Zaczynając ok. centymetra przed szpilką, cofając 
do niej i szyjąc od jednej szpilki do drugiej, po czym znów szyje kilka ściegów wstecz. W ten sposób zabezpieczam początek i koniec szwu przed pruciem się.

To samo robię z drugiej strony karczku – i oto efekt.


 zdj.6




 zdj.7

Nacinam zapasy na czubku karczku do samego szwu, żeby po pierwsze wygodnie manipulować częściami, po drugie – żeby móc te dodatki porządnie zaprasować i po trzecie – żeby po zaprasowaniu ładnie się układały. /zdj.7/





zdj.8

Biorę się za przyszywanie krótszych krawędzi karczku. /zdj.8/ Nie uda mi się swobodnie manipulować karczkiem – nacinam więc w rogu zapasy pod skosem najpierw kierunku szwu - najpierw w miarę oszczędnie /bo niektórym materiałom i kątom wystarczy takie oszczędne cięcie/, potem – w razie potrzeby – docinając głębiej.



zdj.9


Spinam szpilkami. Teraz szyję od początku poprzedniego szwu – aż do samej krawędzi spodni.



zdj.10


Karczek przyszyty. /zdj.10/ Trzeba go teraz porządnie rozprasować i ułożyć zapasy szwów. Wszystkie będą ułożone na karczku, ale do tego zdjęcia specjalnie je rozprasowałam 
na płasko, żeby było widać, jak porządnie i płasko rozkładają się na rogach po nacięciu. Wycięłam też niewielkie nadmiary materiału na tychże zapasach.Gdyby nawet udało się przyszyć karczek bez nacinania zapasów – zaginałyby się w fałdy, a  nadmiaru materiału nie byłoby gdzie upchnąć. A upchnięty w róg taki nadmiar nie da się płasko zaprasować, zawsze powstanie górka, która raz że szpeci, a dwa – gdyby chcieć dodatkowo przestębnować takie miejsce po wierzchu – to takie stębnowanie na 100 % utrudni. 



zdj.11


 A tu – zaprasowany karczek. I zdjęciu 11 widać, jak mimo prasowania na wilgotno przez szmatkę – materiał się wybłyszcza, a na pogrubieniach bieleje.



zdj.12


Krawędzie szwów, na których będzie wszywany zamek – też wzmocniłam taśmą. Samego wszywania zamka krytego nie opisuję – było niedawno… Zajmę się tylko wykończeniem zamka odszyciami.


zdj.13

Najpierw starannie równamy górne brzegi. To naprawdę ułatwia pracę i minimalizuje ilość poprawek. 




zdj.14

Jeśli po przyszyciu górnych brzegów odszyć wzmocnionych termoniną szwy na obu krawędziach będą się stykały ze sobą tworząc jedną równą linię – to po wykończeniu zamka górna krawędź spodni też będzie równa po obu jego stronach.




zdj. 15

Na podstawie zdjęcia 15 będzie łatwiej opisać samo przyszywanie odszyć. Zapasy na szwy 
z doszytych do nich zamkiem układamy płasko. Pozostaje zdecydować, co zrobić z wystającą ponad materiał krawędzią zamka – przedłużeniem brzegu, na którym znajdują się ząbki. Przechylamy ją na zewnątrz – czyli w  kierunku taśmy zamka, kładąc ją na tej taśmie. Tego ułożenia pilnujemy przyszywając górną krawędź odszycia.

Później przyszywamy krótsze brzegi odszycia, szyjąc możliwie blisko ząbków zamka.

Odcinamy rogi zapasów na szwy blisko szwów. Wywracamy odszycia do wewnątrz układając je lewą stroną na lewej stronie materiału – czyli „na gotowo” i przeprasowujemy, odciągając od ząbków zamka.




zdj.16

Dolną krawędź odszycia przyszyłam zygzakiem do taśmy zamka i dodatku na szwy. Tak bowiem bywa, że zamek „łapie” często tą część, kiedy go zapinamy, zahacza o nią – co kończy się albo wystrzępieniem, albo wręcz uszkodzeniem materiału. Zygzak objął dolną krawędź 
i przytrzymał ją płasko – mam nadzieję, że taki zabieg w zupełności wystarczy.

Później przyszyłam jeszcze haftkę – żeby przedłużyć żywot zamkowi. Oczywistą oczywistością jest, że kiedy będę spodnie ubierać – to najpierw zapnę haftkę, zbliżając w ten sposób brzegi zapięcia do siebie, a potem dopiero chwycę za suwak zamka, żeby go pociągnąć do góry…

Niby oczywista oczywistość, ale wiele osób o tym zapomina albo ignoruje taką potrzebę – 
a potem psioczy na jakość zamków. Że pocięgło się urwało, że ząbki się odczepiły albo wyrwały… A to nie zamka wina…

Ale to już chyba gderanie.

Czyli – czas kończyć. Do następnego razu!

A teraz – czas na reklamę.

Z kronikarskiego obowiązku śpieszę donieść, że wykorzystałam materiały, które są do nabycia w moim sklepiku – półpergamin, termoninę, taśmę do stabilizowania szwów  i zamek. Nici były ze starych zapasów, jak już wspominałam ;-)

No i w związku z wyjazdem zawiadamiam, że między 26 października a 2 listopada nie będę dokonywać wysyłek towaru…
















środa, 9 października 2013

Ludzie listy piszą – odc. 3.



Tym razem – list w postaci prywatnej wiadomości napisanej do mnie na forum e-krawiectwo:

Chciałam Cię prosić o pomoc, chodzi tu o maszynę lifetec, podobnie się dzieje jak koleżance w tym poście http://ekrawiectwo.net/board/thread/14521/petelkowe-problemy/?page=3#post-65010, a dokładnie jest tak na początku szyje a w pewnym momencie lub gdy dłużej przyśpieszę zrywa mi górną nitkę ze szpulki i plącze ją przy bębenku i jeśli w porę nie zakończę to tak zaplącze nici ok bębenka ze materiał muszę na siłę wyrywać. Po otwarciu pokrywy nić jest zaplątana Tak jakby nawleczona wkoło tego wystającego "dzyndzelka" przy bębenku. Pisałaś ze to może być coś z chwytaczem, jeśli nieprawidłowo się obsługiwało maszynę. A robiłam czasami tak ze jeśli miałam gruby materiał (jeans) do przeszycia i stopka nie chciała się więcej podnieść to szyłam z podniesioną. Czy mogę sama coś sama na ten problem poradzić? Jeśli tak to co mogę zrobić?? Proszę o pomoc....

Problem bardzo częsty. Chyba z połowa próśb o pomoc na forach „szyciowych” dotyczy takich kłopotów. Pomyślałam sobie, że warto byłoby sprawę nieco bardziej upublicznić.

Autorka zgodziła się na opublikowanie tak listu, jak i mojej odpowiedzi, więc zapodaję:

Ojojojoj... To w takim razie wygląda na problem z naprężaczem...

Bo sprawa z nim wygląda tak:

Kiedy podnosi się stopkę - ma to bezpośrednie powiązanie z naprężaczem. Luzują się wtedy talerzyki naprężacza, które są odpowiedzialne za prawidłowe naciągnięcie górnej nitki. A górna nitka jest odpowiedzialna za prawidłowe wiązanie szwów. No w większości odpowiedzialna ;-) /W każdym razie - nie jest tak, że pół na pół nitka dolna i górna dzielą się tą odpowiedzialnością./

Skoro szyłaś z podniesioną stopką - to wymuszałaś na naprężaczu nieustanne luzowanie sprężyny i być może naprężacz się przez to uszkodził...

Mam nadzieję jednak, że się nie uszkodził, skoro maszyna szyje kawałek, a dopiero potem plącze nitkę.

W 99 % przypadków w bębenku plącze się właśnie nitka górna - nie ma znaczenia, że pętle powstają pod materiałem czy właśnie w bębenku. Najczęstszym powodem tego plątania jest niewłaściwe naprężenie górnej nici już w momencie rozpoczynania szycia. Ściegi powstają przy wybitnym udziale nici górnej, która okrąża bębenek, jest łapana przez chwytacz, który krzyżuje ją z dolną nitką. Górna nitka podciągana jest przez maszynę do góry i wyciąga dolną nitkę, umiejscawiając ją na takiej wysokości, na ile pozwoli mechanizm maszyny. Mechanizm, bo górna nitka jest wyciągana do góry tylko na taką wysokość, na jaką wędruje do góry podciągacz - "wajcha" poruszająca się w górę i w dół. Który robi dokładnie to samo, co nasza ręka, kiedy szyjemy ręcznie - naciąga nitkę, żeby powstał szew.

I jeśli jest pewien nadmiar nitki, który wykracza poza możliwości tegoż podciągacza - robi się problem, bo igła wpycha pod materiał za dużo nici. Powstają jakieś dodatkowe pętle, które są łapane przez chwytacz, a ponieważ początek tej pętli jest "zakotwiczony" w materiale - to powtarzanie tych zapętleń powoduje w końcu zablokowanie się chwytacza i zerwanie nitki.

Skąd ten nadmiar nitki? Najczęściej - z powodu złego zakładania nitki górnej. Jeśli robimy to przy opuszczonej stopce - to naprężacz nie luzuje się i nitka zamiast wsunąć się jak najgłębiej - opiera się na zamkniętych talerzykach naprężacza.

Bo sam naprężacz składa się mniej więcej z takich części, jak na zdjęciu opublikowanym przez Zetasię na forum Elektroda:

http://obrazki.elektroda.pl/1777681800_1331759957.jpg

Jego talerzyki to części 6 i 7. Są złożone ze sobą, nitka przechodzi przez dociśnięte talerzyki do środka i z powrotem - znów przez dociśnięte talerzyki. Jeśli zakładając nitkę nie rozsuniemy tych talerzyków - to nitka zamiast wsunąć się do środka - zawiśnie na zewnątrz talerzyków. Stąd ten nadmiar nici. Maszyna nie jest w stanie cofnąć go z powrotem na szpulkę.

Spróbuj nawlec górną nitkę jeszcze raz - podnosząc stopkę. Jeśli problem będzie wciąż trwał - wydaje mi się, że mogło dojść do uszkodzenia naprężacza przez szycie z podniesioną stopką, co spowodowało jego przeciążenie i uszkodzenie...

Można to sprawdzić nawlekając maszynę jak do szycia i ciągnąc nitkę ręcznie tuż nad igłą - można sobie darować nawleczenie igły, żeby jej przy tej czynności nie złamać ani wygiąć. Jeśli nitka przechodzi przez wszystkie mechanizmy tak samo luźno niezależnie od tego, czy stopka jest opuszczona, czy podniesiona - to jest kłopot z naprężaczem. Jeśli opuszczenie stopki momentalnie powoduje wyraźnego powstanie oporu przy ciągnięciu - to naprężacz jest w porządku.

Tak to wygląda na mój babski rozum - od razu podkreślam, że w swoim typie daleki od techniczno - ścisłego. Jeśli czyta mnie jakiś mechanik, który rwie sobie włosy z głowy czytając te wywody - to baaardzo proszę o sprostowanie. Tak to już jest, że ja po prostu lubię wiedzieć, jak się rzeczy mają naprawdę. Więc jeśli się mylę...
 W każdym razie - ponieważ widziałam już w internecie informacje o "radzeniu sobie" z grubymi warstwami poprzez szycie z podniesioną stopką - to apeluję: 
 Darujcie sobie, dziewczyny, takie eksperymenty.   W imię trwałości Waszych maszyn. Jeśli maszyna nie chce transportować grubych warstw - to znaczy, że się do takiego szycia po prostu nie nadaje. Można wozić Smartem cement w workach na budowę - ale po co i jak długo to potrwa...