Nożyczki naostrzone, forma
zrobiona – czas kroić.
Materiały zdekatyzowane…
To bardzo ważne. Materiały
różnie reagują na kontakt z wodą. Z reguły się kurczą. Czasem po długości,
czasem po szerokości, czasem – z obu kierunków ;-) I żeby nie było
niespodzianek – powinno się je zdekatyzować przed krojeniem. Czyli –
potraktować wodą.
Jak? W pralce, umywalce albo
miednicy – zależy, ile tego mamy ;-) W jakiej temperaturze? W takiej, w jakiej
będziemy prać. Ponieważ każdy ma swoje przyzwyczajenia – można ustawić pralkę
na 40 albo 60 stopni, wlać do umywalki wodę bardzo gorącą albo bardzo ciepłą.
Lepiej tak – niż wcale ;-) Dekatyzując w pralce nie trzeba wsypywać proszku ani
wlewać płynu do płukania, można też – o ile pralka na to pozwala – po
wypompowaniu wody /po zakończeniu etapu prania/ ominąć płukanie i od razu
ustawić wirowanie.
Jeśli śpieszno bardzo –
można zdekatyzować prasując materiał żelazkiem ustawionym na możliwie znośną
dla materiału wysoką temperaturę, ustawiając maksymalny wyrzut pary i dodatkowo
spryskując materiał wodą ze spryskiwacza.
Czego nie dekatyzuję? Tego,
co się nie kurczy ;-) A kurczy się bawełna, len, wiskoza, wełna /o ile nie
planuję wyłącznie czyszczenia chemicznego/ i lycra. Kurczą się podszewki. Zatem
nie dekatyzuję materiałów syntetycznych oraz przeznaczonych do czyszczenia „na
sucho” w pralni. Jeśli nie jestem pewna, co mam w ręku – na wszelki wypadek
zamoczę, żeby nie umoczyć ;-)
Nie wiem na 100 % z czego
jest zrobiony materiał na moją kurtkę /wiekowy jest bardzo, wygląda na bawełnę,
ale może być mieszanką/, więc go zdekatyzowałam i wysuszyłam. Nawet się bardzo nie pogniótł, więc
odpuściłam sobie prasowanie. Nie mam pojęcia, która strona jest prawa, która
lewa, więc po prostu wybrałam jedną z nich ;-) Po obu wygląda tak samo, ale
ważne jest, żeby zachować konsekwencję. Czasem się zdarza, że pod wpływem np.
innego oświetlenia zacznie być widoczne, że coś zostało skrojone chaotycznie i
bez sensu, że materiał zacznie inaczej odbijać światło na różnych częściach
odzieży – i wtedy klops… Więc – kroję układając części formy po tej samej
stronie materiału i w tym samym kierunku .
U mnie jest to akurat odwrotnie, niż zaplanowano ;-) Ma to związek z
gatunkiem materiału, którym posłużono się
w oryginale /doppio crepe misto lana/ , ale że mój materiał nie ma włosa – skroję po swojemu ;-)
Model jest asymetryczny,
więc części formy będę układać na prawej stronie materiału. Generalnie –
uważam, że warto wyrobić w sobie nawyk układania form zawsze po tej samej
stronie, Jeśli wolimy po lewej – bo łatwiej nanieść kredą czy kredką np. punkty
styczne – to się tego trzymajmy. Jeśli po prawej – bo widać wtedy strukturę i
nadruk na materiale – to też dobrze. Grunt to przyswoić sobie jakąś swoją
zasadę – odpadnie w przyszłości, przy materiałach z nie odznaczającą się stroną
prawą czy lewą, zastanawianie się, jak to ja właściwie ułożyłam materiał – tak
czy tak i która strona jest która…
Muszę się zastanowić, czy i
gdzie skracać formę – z powodu moich niedoborów wzrostowych. Najpierw przód i
wysokość zaszewki. Widać po łukach wykroju, że fason nie jest szczególnie mocno
dopasowany, więc aptekarska /a raczej – kreślarska/ precyzja nie jest – mam
nadzieję – potrzebna. Ułożyłam obok siebie formę środkowej części i część
boczną tak, żeby dolne krawędzie były w jednej linii i w ten sposób znalazłam
czubek zaszewki. Zmierzyłam odległość od nasady szyi i porównałam do siebie –
może być ;-)
Prawa część przodu – krawędź
wewnętrzna jest jednocześnie linią kierunku nitki. Odmierzyłam jednakową
odległość od brzegu materiału w dwóch odległych miejscach – wiem teraz, że
krawędź wewnętrzna powinna się pokrywać z nitką osnowy.
Na dolnej krawędzi górnej
części kurtki dodałam minimalny zapas na szwy – forma będzie skrócona w okolicy
talii. Natomiast na dolnej krawędzi dołu dodałam „przepisowe” 4 cm, mimo że
najprawdopodobniej i tak będę musiała ją skrócić. Ale materiału mam mnóstwo,
więc lepiej dodać zawczasu, niż się potem zastanawiać…
Rękaw. Pomierzyłam się i
niby to wyszło, że długość mojej ręki zgadza się z długością w tabeli rozmiarów
;-) Ale tak dobrze to jeszcze nigdy nie było ;-) Przyłożyłam formę rękawa do
siebie – oj, przynajmniej 6 cm do skrócenia ;-) Skrócić od samego dołu nie
wystarczy. Rękaw jest profilowany i jeśli go utnę tylko od dołu – nie będzie
dobrze leżał. Składam więc formy rękawa gdzieś nad łokciem, pilnując żeby nie
wykrzywić linii kierunku nitki. Znów półpergamin górą – widzę linię przez
półprzejrzysty papier ;-) Obie części formy składam w tym samym rejonie, czyli
tej samej odległości od pachy.
Zaginam zakładkę jeszcze raz
– rękaw skrócony o 2 centymetry. Być może na szerszej części formy jest to
lepiej widoczne, bo zadarłam zakładkę do góry. Na dole rękawa dodam tylko 1 cm
dodatku na szwy – właściwie na wszelki wypadek, bo rękaw będę musiała i tak
skrócić od dołu.
Układam formę rękawa z
zakładką na materiale. Linia kierunku nitki w zasadzie idealnie prosta, znów
powtarzam odmierzanie od krawędzi materiału.
Gorzej, gdy nie ma brzegu do
odmierzenia, bo już odcięty… Trzeba wtedy wytężyć wzrok i postarać się tak
ułożyć wykrojoną już formę prawą stroną do prawej, żeby faktura tkaniny na
części już skrojonej zgodziła się możliwie idealnie z przebiegiem osnowy i
wątku na pozostałym kawałku materiału.
Po wykrojeniu części
odnajduję punkty styczne na formie i przenoszę je na materiał zaznaczając
niewielkim nacięciem. Można też stosować kredę, pisaki krawieckie albo kredki,
ale nacięcie ani nie otrzepie się z materiału, ani z niej nie zniknie, więc
jest dla mnie bardziej pewne ;-)
Główne elementy skrojone.
Nie śpieszę się z krojeniem odszyć i kołnierza – tam się coś zawsze może
zmienić i lepiej poczekać na przymiarkę…
Ja czasami sie boję nacinać te punkty styczne, bo jak będzie za ciasno a tu już nacięte? Rzadko dekatyzuję piorąc, no chyba że 100% wież że to naturalna mieszanka, a jak nie to para buch- gorzej z tendencją układania w tą samą stronę, czasami tkaniny mam ciut za mało i plany się zmieniają i czekam do następnego prania czy się nic nie przekręci.
OdpowiedzUsuńNacinam tycio, tak na pół centymetra - tyle, co na minimalny szew ;-)
UsuńA do wody lecę z materiałem już z nawyku chyba ;-)
Dekatyzownie jak się okazuje to podstawa - ja się przekonałam kilka razy niestety, że jak się o nim zapomni, to cała praca na nic i po wypraniu, możemy wyrzucić to co właśnie uszyliśmy. Punkty styczne też nacinam, inaczej mi się zmazują. Pozdrawiam, Kasia
OdpowiedzUsuńPewnych rzeczy nie da się ominąć ;-)
Usuń