Obserwatorzy

środa, 31 grudnia 2014

Rzutem na taśmę w starym roku - domek dla kota

Koty mamy dwa. O dwóch różnych charakterach. Jeden z nich jest zadzierzystym zawadiaką, drugi - bardziej wycofany... Jeden lubi zdobywać nowe terytoria...



... a drugi żeby mieć spokój śpi za kanapą, wciśnięty pod ścianę.

Domek się należy - przynajmniej jednemu.

No to uszyłam. Napstrykałam zdjęć, będzie post z opisem szycia i z wytknięciem błędów, które zrobiłam :-) Już mam mniej więcej wyobrażenie, co powinnam zrobić inaczej.

Bo domek - stojąc sobie swobodnie - wygląda tak:


Po oblężeniu i walce - silniejszy /a może raczej - bardziej cierpliwy?/ korzysta z ruin - ale grunt, że korzysta :-) Ruiny uda się zrekonstruować, co tam.  Mam nadzieję, że skończy się spanie za kanapą...

 
 
Czyli już wiadomo o czym będzie pierwszy post w Nowym Roku, który oby był dla wszystkich lepszy od poprzedniego!
 


niedziela, 28 grudnia 2014

Nowiny spod lady - po raz kolejny

Ufff... Chyba w końcu przekopałam się przez wszystkie zaległości i tuż przed końcem roku i inwentaryzacją udało mi się wprowadzić do sklepu wszystko to, co leżało, zalegało i prosiło się o zainteresowanie...

A cóż to między innymi?

Między innymi to, o co były zapytania - na przykład elastyczne lamówki w paru kolorach. Taką lamówką wykańczałam dekolt w pewnej sukience.

Postanowiłam spróbować jak się przyjmą taśmy zamkowe kupowane na metry i oczywiście dopasowane do nich kolorystycznie akcesoria.

Dodałam trochę dzianin ściągaczowych - między innymi takie naprawdę mocne i solidne, nadające się do bluz i kurtek.

Przybyła wydzierana w obie strony włóknina do haftu.  Nie tylko dla haftujących maszynowo. Z uwagi na swoje właściwości może być stosowana w przypadkach, w których "normalnie" podkłada się papier pod szyty materiał - męcząc się z dzianinami /zwłaszcza obszywając dziurki - zwijają się jak w bólach gdy tylko się je przetnie, bo maszyna "drobiąc" ścieg rozciąga dzianinę/, zakręcając na narożnikach kołnierzyków i mankietów /im delikatniejszy materiał - tym trudniej powstrzymać wpychanie narożnika pod płytkę ściegową, szycie staje się czasem prawie niemożliwe, a co tu dopiero mówić o jakości stębnowania.../. W wielu jeszcze sytuacjach podkładamy papier - i potem albo męczymy się z wydarciem go, albo rozrywamy przy tym szwy, albo zostają strzępki, które trzeba starannie i mrówczo skubać pincetką... Włóknina jest sztywna jak papier, ale znacznie łatwiej, "miękko" się rozdziera i można ją bez kłopotu usunąć.

O potrzebie stosowania odblaskowych elementów nie będę już pisała - ale przywędrowały dodatkowo aplikacje - samochodziki, zajączki i ślady psich łapek, pięknie odbijające światło.

Guziki do samodzielnego obciągnięcia materiałem - nie dość, że to piękny, klasyczny detal, nierzadko dający efekt dużo lepszy niż jakikolwiek gotowy guzik, to może uratować sytuacje, kiedy to naprawdę nie sposób dobrać guzików nie psujących urody np. świeżo uszytej bluzki. Guziki nie pasujące odcieniem to czasem katastrofa, a tymczasem jest inne wyjście - zrobić guzik z materiału, z którego się szyło. Poza tym - detal w postaci takiego a nie innego guziczka może "usprawiedliwić" wprowadzenie dodatkowego koloru gdy na przykład doszywa się elementy z innego materiału. Sama kiedyś tak zrobiłam - do kupionej za grosze, a za krótkiej spódnicy doszyłam falbankę w zakładki z materiału w kratkę, a guziki na kieszeniach zastąpiłam samodzielnie obciągniętymi tą samą tkaniną w kratkę. I spódnica przestała wyglądać jak przedłużana - wygląda to teraz tak, jakby takie było zamierzenie od samego początku.

A na koniec...

Genialna w swojej prostocie miarka z suwaczkiem - raz zaznaczysz np. odległość między dziurkami na guziki - i potem pożegnaj się z wpatrywaniem w podziałkę. Rach-ciach - odkładasz tę samą długość ile razy chcesz... Nie mówiąc już o odmierzaniu zapasów na szwy - na przykład tych dłuższych, na podłożeniach... O wymierzaniu głębokości fałdek... Raz zmierzone - potem tylko zaznaczać te same odległości.

Zestaw rurek i patyczków do przeciągania tunelików - nic dodać, nic ująć... Wygodniejsze /przede wszystkim - dłuższe/ niż używane przez wielu rurki z długopisów ;-) A samo stosowanie takich przydasi - to naprawdę wielka przyjemność. Szczególnie gdy do przeciągnięcia mamy tunelik uszyty np. ze sztruksu albo weluru... Szorstkość i "zacieranie się" materiału doprowadza często do wcale nie krawieckiej pasji, wściekłości, płaczu i zrywania szwów. Tymczasem dość śliska rurka i solidny patyczek, dopasowany średnicą, zupełnie niwelują tarcie włosia czy nawet nitek splotu materiału o siebie i coś, co trwałoby kilkanaście minut - trwa chwilę. W dodatku tunelik wysuwa się niezniszczony i nierozczochrany.

Klej do strzępiących się brzegów - jeden odłożyłam już dla siebie ;-) Tyle się o nim naczytałam, że musiałam go mieć ;-) Do dziurek, do rogów - i do sklejania obciętych końcówek nici z owerloka. To było moje "muszę go mieć".

Bardzo interesującym gadżetem ułatwiającym pracę wszystkim tym, którzy nie mają jeszcze odwagi kroić materiał dodając zapasy na szwy tylko "w myśli" jest radełko podwójne, a dokładniej - kombinacja radełka i kredowego "ołówko-długopisa". Radełko przesuwam dookoła brzegów wykroju, odciskając na materiale linię szycia, a marker "sam" wyrysowuje linię zapasu na szew - i cięcia materiału. W sumie - to jeśli szyję spodnie, płaszcz, spódnicę czy coś innego, co powinno mieć dodane większe dodatki - to przecież też odmierzam parę razy szerokość zapasu, żeby na całym obwodzie była taka sama... A wystarczy ustawić szerokość na poprzeczce radełka - i wio! No i oczywiście - samą "myszkę" czyli kredowy marker można wykorzystywać solo - jak każdą inną kredkę czy mydełko krawieckie...

No i wreszcie - coś, o co pytała A W-A w komentarzu do poprzedniego wpisu... Cytując:
"A jest albo bywa dostępna taśma do podkładania brzegów, która później rozpuszcza się w praniu? Taka ułatwiająca samo szycie..."

Szukałam i znalazłam. Nie taśmę co prawda, ale wodorozpuszczalny klej do tkanin. Coś tam ci się odwija złośliwie, nie chce się ułożyć, fastrygowanie nie zawsze się sprawdza - bo trzeba by było ściubić gęsto, a potem strach wypruwać, jeśli szyło się z musu po fastrydze. Albo taki na przykład dół spódnicy z koła czy zaokrąglone rozcięcia w tunice... Nawet sfastrygowane rozciągną się pod stopką maszyny. Poprzednio radziłam klej w sprayu - ale to niezbyt wygodne do wąskich podłożeń... Tymczasem wystarczy przeciągnąć klejowym pisakiem, docisnąć, a jak wyszło nie tak - przeprasować, odkleić, poprawić. Przeszyć, wyprać - klej znika, szycie wyszło świetnie bez fastrygi... Ciekawy, naprawdę ciekawy produkt.

Jeszcze inne drobiazgi się znalazły -  sentymentalne przywieszki biżuteryjne dla szyjących i dziergających /w kształcie maszyny do szycia, nożyczek i kłębka włóczki/, zamki kryte rozdzielcze, zamki dwusuwakowe...

Zapraszam zatem - i obiecuję sobie, że zacznę w końcu szyć :-) Trudny, pracowity miałam rok, ale może wreszcie trochę odsapnę... Czego i Wam życzę.



wtorek, 2 grudnia 2014

Nowiny spod lady

Dawno już nie pisałam o tym, co dzieje się w sklepie...

A dzieje się - wbrew pozorom. Sporo nowości, a będzie jeszcze więcej :-)

Na co by tu zwrócić Waszą uwagę...





Na taśmy odblaskowe - do przyszywania. Raz - że prawo obliguje nas do stosowania takich właśnie form podkreślenia naszej obecności na drodze, dwa - że przecież zdrowy rozsądek powinien być tym, co nami kieruje. Tak wiele osób czynnie uprawia sport - mnóstwo moich bliższych i dalszych znajomych biega niemal codziennie, jeździ na rowerze /podziwiam, szczerze podziwiam/... Co prawda sezon rowerowy się niemal skończył - ale są między nami twardziele, a wielu cyklistów na okres zimowy przerzuci się właśnie na bieganie. A że biega się nie tylko w rzęsiście oświetlonych miejscach... A że zmysł praktyczności nakazuje wdziewać ciemną odzież - zwłaszcza spodnie...

Dzieciaki - to inna para zimowych kaloszy... Co prawda coraz rzadziej widuje się dzieci spacerujące bez opieki dorosłych, ale co to za przeszkoda dla maluchów. Czasem nie do upilnowania, kręcą się tu i ówdzie, nawet trzymane za rękę potrafią oddalić się na jakąś niewiarygodną odległość - wydawałoby się, że dłuższą niż suma własnego i rodzicielskiego ramienia. Nawet dzieci "miejskie" - zdawałoby się - pod kontrolą i w  oświetlonych miejscach - nie są tak do końca bezpieczne. Pomyślmy na przykład o zatłoczonych parkingach, na których kierowcy skupieni są raczej na wyławianiu wzrokiem wolnego miejsca jak  najbliżej wejścia do sklepu czy kina, niż na rozglądaniu się, czy przypadkiem jakiś rozbrykany szkrab w kurteczce moro i szarej czapce nie pędzi już w sobie tylko znanym kierunku...

Szyjąc zimowe kurtki i kamizele, dziergając na drutach czapki, rękawiczki i szaliki pomyślmy zawczasu o wkomponowaniu w nie - jeśli nie obwódki, to chociaż krótkich odcinków odblaskowej taśmy. Dla własnego bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa naszych bliskich, dla odrobiny spokoju... A ta czarna taśma jest o tyle fajna, że to właściwie dwustronna tasiemka - wystarczy uciąć kawałek, związać supełki na końcach - i mamy wstążkę do przywiązania gdziekolwiek - choćby na uchwycie plecaka czy damskiej torebki, żeby było i fajnie, i bez wysiłku, i widzialnie...

Co jeszcze mam? Do kolekcji taśm stabilizujących brzegi dodałam najtwardszego zawodnika, taśmę która powstrzyma przed rozciąganiem, wyciąganiem i deformacją brzegi nawet najbardziej narażone na przeciążenia. To taśma flizelinowa z naszytą wzdłuż środka dodatkową tkaną tasiemką. A naszyta wzdłuż brzegów rewersowych kołnierzy /tzw. "klap" czy "wyłogów"/ - pięknie podkreśli ich brzeg.




Dodałam też taśmę do podkładania brzegów - naprasowywaną żelazkiem. Pierwszą pomoc, gdy trzeba szybko naprawić odprute podłożenie. Rzecz nie do zastąpienia, kiedy zależy nam na podłożeniu bez widocznych szwów. I wielką pomoc - gdy pocięta na krótkie odcinki pomaga utrzymać na miejscu naszywaną aplikację czy odwijające się uparcie odszycie.




Gumy - czarną i białą - oferuję w szerokości do 4 cm, uzupełniłam wybór plastikowych zatrzasków /są naprawdę świetne, polecam!/, dodałam nowe kolory tanich a bardzo dobrych jakościowo nici, trochę nowych zamków...

I obiecuję - będzie więcej. Już wkrótce.

sobota, 11 października 2014

Zwężanie spodni w pasie - czyli o rolowaniu na dwa sposoby

 
Cisza od marca do października...
Tego się właśnie obawiałam, zaczynając zabawę z blogowaniem.
Cóż, albo ma się co robić - albo ma się wolny czas. A miałam co robić. Mnóstwo szycia,
ale terminowego i nie dla siebie, więc nie było na tyle swobody, żeby przetworzyć to
na jakikolwiek wpis do bloga. Nie powiem, naciski z różnych stron były - nawet i dziś :-)
Powie ktoś - jak to nie miałaś czasu, skoro i na forach, i gdzie tylko możesz - wciąż ciebie pełno?
Od czasu do czasu trzeba wziąć głębszy wdech i odpocząć. Samym szyciem człowiek 
nie żyje przecież...
Nawet żeby uszyć coś dla siebie czasu nie było...
Tyle tylko, że kupiłam sobie ostatnio spodnie - które tradycyjnie są za luźne w pasie,
więc wymagają obróbki. Ponieważ zdarzyło się, że obróbka nastąpiła w dość korzystnych warunkach czasowych - są zdjęcia, będzie i treść.
No to start.
Pozycja wyjściowa - to jeansowe spodnie o klasycznym dla tego materiału kroju,
z karczkiem z tyłu i nielubianym przeze mnie, "ślimakowo" założonym szwie na środku tyłu. Nielubianym, bo nieprzyjemnym w przerabianiu, a był czas, że sporo się przy takich szwach nagrzebałam. Dobrze chociaż, że jeans nienajgorszy do szycia, miękki, z elastanem
/co zwiastuje późniejsze kłopoty z rozciągającym się paskiem.../.
Będę "zbierać" spodnie na tym szwie i zwężać nad nim pasek. Ustaliłam sobie ile centymetrów muszę się pozbyć.
 
 
 
zdj.1
 
 
Na zdjęciu 1 - rozprute, co należało rozpruć, odpruć i wypruć. Szlufka na środku paska, wszywka bawełniana, plakietka ze spodni /nie będę jej naszywała z powrotem, nie zależy mi na niej/, pasek dość szeroko na środku tyłu i szew - dość głęboko w dół. Głęboko i szeroko - bo ma mi być później wygodnie obracać, wkładać pod maszynę i robić jeszcze cokolwiek trzeba - a naprawdę wygodniej jest, kiedy ma się więcej miejsca.
 
 
 
zdj.2
 
 
Oto w skrócie anatomia szwu i kolejność zszywania - na podstawie oryginału. Obie strony złożone są ze sobą nie brzeg do brzegu, a z około 8-milimetrowym przesunięciem - i tak zszyte. /zdj.2/
 
 
 
zdj.3
 
 
Następnie wystający brzeg został założony na drugi, kryjąc w sobie wolną krawędź materiału /zdj.3/.
 
 
 
zdj.4
 
Tym samym okręcającym ruchem, dalej w tą samą stronę, druga krawędź została ukryta
w ten sam sposób. /zdj.4/
 
 
 
zdj.5
 
 
Dzięki temu po lewej stronie też nie widać brzegów materiału. /zdj.5/. Cały ten rulonik
czy rolada z materiału została przeszyta dwoma szwami - stanowiącymi jednocześnie dekoracyjne stębnowanie.
Z pewnością w zakładach produkcyjnych całe to rolowanie i szycie odbywa się przy jednym podejściu, korzystając ze zwijającej materiał stopki, ale my musimy się męczyć "na raty".
Trzeba zwęzić spodnie na tym szwie. Zwykle w tym momencie jest się troszkę zdezorientowanym właśnie z powodu asymetrii złożenia - gdzie właściwie i ile na którym
z brzegów mam ciąć?
 
 
 
 
zdj.6
 
 
Na obu brzegach po tyle samo. Składam obie połowy spodni ze sobą ignorując przesunięcie na szwie. Obcinam tyle, o ile mam zwęzić spodnie. Oczywiście, dzieląc tę miarę
na pół :-) /zdj.6/


 
 
zdj.7
 
Najpierw robię pierwszy szew - przesuwając sumiennie krawędzie względem siebie.
Nie muszę się silić na idealne doszycie do samego końca nadprucia - przecież stopka maszyny mnie tam nie dopuści, a szew będzie jeszcze zabezpieczony po wierzchu. Usiłuję wskazać tę przerwę ołówkiem - może widać? /zdj.7/.
 
 
 
zdj.8
 
Pierwsze zawinięcie - przeszywam je sobie dla wygody. /zdj.8/. Potem zawijam drugi raz - teraz już tylko przyprasowując żelazkiem. W tym momencie często powstaje dylemat -
bo nasze amatorskie szwy nie chcą pięknie spotkać się z fabrycznymi szwami... no właśnie... których nie ma...  Bo przecież spodnie opuściły fabrykę przeszyte z tyłu
dwukrotnie, a my zrobimy aż cztery szwy. I do tego to rzekome "niedoszycie"
z poprzedniego zdjęcia...
 
 
zdj.9
 
 
Rzekome, bo u mnie u góry spodni szew jest na linii zetknięcia się obu części spodni,
a w wydaniu fabrycznym - pod pierwszą stębnówką z prawej, czyli jakieś półtora milimetra dalej w lewo.
 
Ale grunt, żeby pod żelazkiem ładnie się wszystko zeszło, a materiał naturalnie się układał. Siłą rzeczy na przestrzeni paru centymetrów trzeba lekko przesunąć wierzchnią część spodni na dolną, tworząc coś w rodzaju fałdki o kształcie klina, mającego dołem wspomniane półtora milimetra głębokości.
Wtykam tam ołówek, żeby unaocznić. /zdj.9/. Dziury tam żadnej nie będzie, przecież jest zaszyte, a będzie jeszcze przestębnowane.
 
 
 
zdj.10
 
 
No i przestębnowane dwukrotnie /zdj.10/, nicią do dekoracyjnego stębnowania jeansów - grubszą   niż standardowe nici do szycia, o luźniejszym splocie. Igła do jeansu jest do niej przystosowana - ma nieco większe oczko niż igła "zwykła", dzięki czemu szyje się nią bez kłopotu. A odcień - lepiej dobrać troszkę bardziej wyrazisty, jaskrawszy niż ten na reszcie spodni, zwłaszcza jeśli były fabrycznie spierane. Po pierwszym praniu jeans puści trochę barwnika i nitka też go złapie, przytłumiając kolor /jak ma nie puścić, skoro przerabiając spodnie dłonie mam nim ufarbowane? /
A moja rada na szycie po zgrubieniach takich jak szew łączący karczku? Wydłużenie ściegu w momencie wchodzenia na wypukłość i szycia po niej. Maszyna płynniej sobie poradzi, a długość szwów będzie zachowana. Wolę to niż zmianę docisku stopki,
bo w większości maszyn regulator docisku stopki nie ma skali gradacji stopnia nacisku - żadnego "od 1 do 5", kręci się nim "na oko" i trudniej wrócić do poprzedniego ustawienia. Regulator długości ściegu ma taką skalę, w wielu maszynach poza tym czuje się przeskakiwanie regulatora podczas kręcenia nim i można sobie policzyć o ile "cyknięć" został przesunięty - i ile trzeba przekręcić, żeby wrócić do poprzedniego stanu.
Od razu widać, o ile muszę zwęzić pasek. Pasek składający się z dwóch warstw zszytych ze sobą kolorową stębnówką. Po jej wypruciu i odpruciu paska od spodni od razu rozwarstwił się na dwie połowy. To dobrze, łatwiej szyć :-)
 
 
 
zdj.11
 
 
Żeby przeciąć wierzchnią część paska na samym środku tyłu spinam go szpilką nad szwem środka tyłu, składam na pół i przecinam. /zdj.11/.
 
 
 
zdj.12
 
 
A oto dlaczego napisałam, że pasek będzie łatwiej szyć. Bo spodnia warstwa paska będzie miała szew w innym miejscu - przesunięty o mniej więcej 2 centymetry względem szwu na wierzchniej warstwie. /zdj.12/ Będzie mniej warstw do przeszycia /z litości dla maszyny/, a gotowy szew będzie znacznie mniej wypukły. Pamiętajmy, że zostanie jeszcze szlufka do naszycia!
 
 
 
 
zdj.13
 
 
Nadmiar materiału obcięty, paski zszyte - każdy osobno, prawą do prawej, zapasy szwów
rozprasowane jak należy. /zdj.13/


 
zdj.14
 
Zostało tylko zszyć obie warstwy paska - najpierw górną krawędź, potem podłożyć od dołu szlufkę, przyszyć ją na dolnym brzegu, wsunąć górną krawędź spodni między warstwy paska, zszyć razem, przyszyć górny brzeg szlufki. To wszystko - stębnując nicią do jeansu. I gotowe /zdj.14/
 
Ale czy na pewno? Jeans jest elastyczny, na pewno pasek będzie się rozpychał przy siadaniu - i spodnie będą zjeżdżały w trakcie chodzenia...
No i tak oczywiście jest. Muszę zakładać pasek, a nie przepadam za tym... Czyli - przede mną nadpruwanie paska i wsuwanie w niego sztywnika...
Oczywiście - bez skrócenia nogawek też się nie obyło.

Czyli - w sumie - żeby spodnie na mnie pasowały - przerobię chyba z połowę szwów :-)

Czy tak na sto procent "kupiłam gotowe spodnie"? :-) Czuję się trochę wyrolowana :-) Jak ten szew :-)
 

W programie udział wzięły:


- igły do jeansu

 


wtorek, 25 marca 2014

Skarpetnik i klamernik, czyli domowe przydasie

Czy istnieje coś takiego, jak skarpetkowy potwór? Pamiętam sprzed lat sporą przygarść dziecięcych skarpetek pozbawionych pary, czekających na drugą połowę - bezskutecznie...

Od kiedy zaczęłam używać woreczków do prania bielizny - wszystkie nasze skarpetki tworzą szczęśliwe pary, nierozłączne, aż do końca... W woreczkach lądują też biustonosze /ach, te ich haftki powczepiane, ramiączka poskręcane z innymi ciuchami, rajstopy /które zwykle wyciągałam z pralki w postaci kłębu - potworniaka złożonego z wszystkiego niemal, co w bębnie się znajdowało/, a jeśli jest na to sezon - to szaliki, rękawiczki i sweterki włóczkowe /nie rozciągają się w trakcie wirowania/.

Jakoś tak się składało, że woreczki kupowałam - trzeba mieć trochę instynktu samozachowawczego. Jeśli mogłam taki woreczek kupić za 2,50 złotego - to szycie go nie miało najmniejszego sensu.

Ale - przyszedł taki czas, że ostatni woreczek wyzionął ducha przez dziurę, która nie wiadomo jak "się" w nim zrobiła /podejrzewam mściwe haftki/, a do miasta - 9 kilometrów... Bez pewności, że kupię woreczek za śmieszne pieniądze.

Czyli - szyję.

Już w drugim kartonie znalazłam odpowiedni materiał, haftkoodporny, cienki, szybkoschnący. Zanim powieszę pranie - on już wyschnie. I nie wymagający obrzucania. Stary, poczciwy, niezniszczalny dederon. Z innego pudełka wyciągnęłam - o dziwo - pasujący kolorem zamek błyskawiczny, chociaż byłam przygotowana na dowolny zestaw kolorów. Zamek za długi, ale nie szkodzi. Z dederonu wycięłam prostokąt o podwójnej wielkości przyszłego woreczka, plus dodatki na szwy. /zdj.1/

                                                                           zdj.1
 
 
Przyszyłam jedną część zamka, układając go jak na zdjęciu 2.
 
zdj.2
 
 
 
Założyłam stopkę do wszywania zwykłych zamków i dzięki niej szyłam blisko taśmy z ząbkami. /zdj.3/
 
zdj.3
 
 
Drugą część zamka ułożyłam jak niżej:
 

zdj.4
 
I też przyszyłam blisko ząbków. Zamieniłam stopkę na zwykłą i dodatkowo przyszyłam  materiał do zamka, żeby nie mieć kłopotów z "wchodzeniem" materiału w suwak zamka. /zdj.5.
 
 
 
zdj.5
 
Zapięłam zamek, ucięłam za długi koniec równo z brzegiem materiału. Koniec zabezpieczyłam szyjąc rygielek /szeroki zygzak, szycie w miejscu/ - zdj.6
 
 
 
 
 
 
 
 zdj.6
 
Wszywanie drugiego końca zamka też może być kłopotliwe. Akurat szyjąc ten woreczek nie muszę silić się na precyzję, ale... Jak widać na zdjęciu, sumienne zapięcie zamka do samego końca powoduje rozsunięcie się taśm zamka, który na pewno byłby w tym miejscu źle wszyty. /zdj.7/
 
 
zdj.7
 
Cofam suwak zamka, przypinam szpilkami taśmy do drugiej warstwy materiału w takiej odległości od siebie, w jakiej powinny być, zgodnie z drugim końcem zamka /zdj.8/. Ach, od razu powinnam napisać - że będę szyła tzw. szwy francuskie /bieliźniane/, żeby zamknąć w podwójnie przeszywanym szwie końcówki zamka - zwłaszcza tę uciętą. Zatem wspomniane ewolucje odbywają się na woreczku złożonym lewą stroną do środka, szyć będę najpierw po prawej stronie materiału. 
 
 
 


zdj.8
 
 
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. przeszyłam oba boki woreczka po prawej stronie, o połowę bliżej od brzegu niż robię to zwykle /tzn. zostawiając tylko 5 mm zapasu na szew, czyli miejsca od szwu na zewnątrz/ i po zasunięciu zamka jego taśmy tkwią dokładnie tam, gdzie powinny. /zdj.9/
 
zdj.9
 
 
Zszyty wstępnie woreczek wygląda jak na zdjęciu 10.
 
zdj.10
 
 
Wywracam go teraz na lewą stronę. Końcówka z przeszytymi ząbkami zamka jest trochę uparta i prostuje się. Wystarczy mocno przycisnąć ją kciukiem załamując na linii szwu. /zdj.11/
 
 
zdj.11
 
 
Taki zabieg wystarczy, żeby została tam, gdzie chcę /zdj.12/.
 
zdj.12
 
 
Teraz oba boki zszywam jeszcze raz - tym razem szyjąc po lewej stronie woreczka, jednocześnie chowając w szwie brzegi materiału /szyjąc w takiej odległości od brzegu, żeby nie przeszywać wystających krawędzi - zdj.13/
 
zdj.13
 
 
Dość narażony na uszkodzenia będzie ten kawałeczek szwu, który przytrzymuje początek zamka. Do którego się dochodzi zasuwając zamek i za który się łapie, żeby zamek rozsunąć. Przeszywam ten odcinek kilka razy /zdj.14/ .Dodaję też parę szwów tam i z powrotem przyszywając taśmy zamka do zapasów na szwy - na wylot, szyjąc też i po wierzchu woreczka /zdj. 14 i 15/.
 
zdj.14
 
zdj.15
 





No i tak oto wygląda skarpetnik po uszyciu:
 
zdj.16
 
 
Drugą rzeczą, której pilnie zaczęłam potrzebować, było "coś" na klamerki do bielizny. Bardzo lubię wieszać pranie :-) A od kiedy zamieszkaliśmy w domu - wieszanie prania na dworze to po prostu coś dla mnie... Nie mamy jeszcze "parasolki" do bielizny - trzeba dobrze zastanowić się nad miejscem, żeby nie kolidował z innymi funkcjami ogrodu, nie był w pełnym słońcu itp. No i trzeba ten ogród jako-tako zacząć zagospodarowywać. Kwestia - gdzie zabetonować nogę parasolki - musi być odłożona na później. Ale - że mamy na ogrodzie stare drzewa... linka do prania na razie wystarczy.  Plastikowe koszyczki ani typowe woreczki uszyte na "stelażu" z wieszaczka - odpadają, bo trzeba je co chwilę przewieszać. Wolę coś, z czym mogę swobodnie przemieszczać się wzdłuż linki. Myślałam nawet o torbie zawieszanej na szyi, jak chomąto ;-) ale jakoś nie godzi się... No i chciałabym, żeby klamerki nie wysypywały się z tego, żeby "to coś" służyło od razu do ich przechowywania.
 
Wymyśliłam "klamernik", czyli fartuszek z pojemną kieszenią zapinaną na zamek.
 
Materiał - mocno "wintydżowy" :-), cos w rodzaju nie nabłyszczanej satyny bawełnianej, o archaicznej szerokości 80 cm. Urody średniej, więc na nic innego się specjalnie nie nadający.
 
Szerokość materiału określiła mi jeden z wymiarów fartuszka. Skroiłam - część podstawową 80x45 cm, kieszeń 40x25, pasek 160x9 cm i troczek 30x3 cm. To już z dodatkami na szwy. Dołożyłam biały zamek, dłuższy niż kieszeń - ale to nie szkodzi. Kryty, bo kryte mają miększe taśmy - aczkolwiek wszyję go w tradycyjny sposób.
 
zdj.17
 
Boki fartuszka podłożyłam raz /fabryczne brzegi/, dół - dwukrotnie, przestębnowałam dookoła. Pasek z dwóch kawałków zszyłam w jedną całość, troczek zaprasowałam składając go wzdłuż dwukrotnie i przeszyłam, natomiast brzegi kieszeni po prostu obrzuciłam zygzakiem. Owszem, mam owerlok, ale nie szalejmy - nie chciało mi się go wyciągać i  przekładać nici tylko po to, żeby obrzucić kieszonkę fartuszka. Zygzak zrobi to samo, materiał się przecież nie wystrzępi, a brzegi będą schowane w kieszonce.
 
zdj.18
 
 
Czas na uformowanie wypukłości kieszeni. Złożyłam krótsze brzegi na brzegu dłuższym i przeszyłam rogi pionowym szwem 5 cm od czubka rogu. /zdj.19/.


 zdj.19
 
 
Rogi obcięłam i obrzuciłam ucięte krawędzie
 
zdj.20
 
 
Tak będzie wyglądała wypukłość kieszeni - miejsce na masę klamerek.
 
zdj.21
 
 
Brzegi dookoła kieszeni zaprasowałam pod spód.
 
zdj.22
 
 
Już miałam przyszywać zamek /tak samo, jak w skarpetniku/, kiedy mnie tknęło.
 
 
 
zdj.23
 
Dlaczego by nie dodać jakiejś koronki czy czegoś w tym rodzaju? Przecież mam takie zapasy... Wybrałam kawałek haftu angielskiego. Zaczęłam obrzucać surowy brzeg. Po czym szybko wymieniłam stopkę na owerlokową.
 
Kolosalna różnica w jakości obszycia - zwykłym zygzakiem. Na podłej jakości zdjęciu 24 i tak widać, jak płoza stopki podwija strzępki materiału na brzegu i podsuwa je pod igłę.
 
zdj.24
 
 
A na następnym starałam się uchwycić, jak zielona nitka przekładana jest przez igłę ponad podłużnym przęsełkiem stopki, dzięki czemu szyty ścieg jest luźniejszy.
 
zdj.25
 
 
Na zdjęciu 26 - różnica w obrzuceniu. Ten sam materiał, te same nici, te same ustawienia maszyny. Ścieg po lewej jest węższy, bo nitka jest bardziej napięta, bo materiał nie stawiał wystarczającego oporu. Przez to sam materiał jest też ściągnięty wzdłuż brzegu. Po prawej - zygzak szyty z użyciem stopki do ściegu owerlokowego. Ścieg jest szerszy, nitka luźniejsza, a strzępki są schowane pod spód i "okręcone" nitką. Trzeba zapamiętać, że po lewej stronie materiału wygląda ładniej.
 
 
 
zdj.26
 
 
W sumie okazało się, że i tak niepotrzebnie obrzucałam brzegi taśmy ;-) Ma dość mało zapasu na szew i musiałam ją wszyć dość płytko. Przyszyłam taśmę zamka do kieszeni i jej szerokość była wystarczająca, by ukryć pod nią zapasy - taśmy i kieszeni. Skrupulatnie to wykorzystałam, przyszywając taśmę drugim szwem.
 
zdj.27
 
 
Zapięłam zamek, ucięłam za długą końcówkę, zabezpieczyłam zamek rygielkiem i zaznaczyłam szpilką środek szerokości kieszeni. /zdj.28/
 
zdj.28
 
 
Troczek przyszyłam od strony wewnętrznej - obie jego końcówki w tej samej odległości od środka szerokości fartuszka.
 
zdj.29
 
 
Drugą taśmę zamka przyszyłam do fartuszka - w granicy dodatku na szwy, więc nie stresowałam się jakością szwu. Grunt, że środki kieszeni i fartuszka pokrywają się.
 
zdj. 30
 
 
Podłożyłam zapasy na szwy kieszeni, przypięłam równo szpilkami i przyszyłam kieszeń do fartuszka.
 
zdj.31
 
 
Pora na pasek. Przyszyłam jedną jego stronę do fartuszka - prawą do prawej. Potem odwinęłam pasek prawą do prawej i przeszyłam jego wolne końce kończąc szew u nasady fartuszka,  jak na zdj.32.
 
 


zdj.32
 
Potem zostało już tylko przyszyć drugą część paska, szyjąc po prawej stronie i stębnując przy okazji pasek.
 


 zdj.33
 
 
Tak się prezentuje gotowy klamernik. Troczek przyszyty pośrodku będzie służył do zawieszania go po skończonej pracy - na dworze na drzewie, w domu - jeszcze nie wiem gdzie. A może po prostu - z zapiętą kieszenią, chroniącą klamerki, będzie leżał gdzieś w ukryciu i czekał na następne pranie?