Nareszcie mogłam uszyć coś
bez konkretnej potrzeby! Pomijając naturalną potrzebę posiadania kolejnej
części odzieży… Ciucha… I na tym chyba ogólnopolskie słownictwo się kończy…
Trochę szkoda, bo „odzież” brzmi bardzo oficjalnie i – używane na co dzień –
sztucznie, a „ciuch” z kolei – za bardzo potocznie, w dodatku sugerując
strojność i efektowność opisywanej rzeczy… No i na przykład nie bardzo pasuje
do – dajmy na to – płaszcza czy spodni właśnie…
Jakieś inne rozwiązania? Bo
mnie trochę chyba „przytkało” ;-)
Po przerzuceniu kupki
żurnali znów zdecydowałam się na Knipmode, tym razem z maja 2012 i model 20.
Czy też lubicie taką
prezentację, jak na zdjęciu? To jedyne zdjęcie tych spodni w czasopiśmie.
Żadnych sugestii na temat szerokości nogawek, wysokości paska, obszerności w
biodrach… Nic… Kocham to odwrotnie… Dobrze, że rysunek jest ;-)
Zadanie na dziś takie, jak
zwykle – dostosować spodnie do sylwetki… Jak często to ostatnio bywa – „dorobiłam”
sobie kolejny rozmiar – będzie widać kropeczki na częściach wykroju ;-)
Muszę skrócić spodnie w
części biodrowej – bom niska. Wypróbowałam już nieraz, że muszę skracać
zaszewki w spodniach i spódnicach, więc składam formę na takiej wysokości, żeby
linia złożenia przebiegała na wysokości zaszewki, skracając ja zawczasu.
Składając zwracam uwagę, by nie zakłócić przebiegu linii kierunku nitki.
Składam jeszcze raz – robiąc
zakładkę o szerokości ok. 0,7 cm – bo już wcześniej na sobie wypraktykowałam,
że powinna to być wystarczająca szerokość. W sumie – skracam część biodrową
spodni o ok. 1,5 cm.
Tak to mniej więcej wygląda
po złożeniu. Zaszewka będzie miała minimalnie inny przebieg, ale w zasadzie
jest mi potrzebna tylko sugestia, gdzie ma się zacząć i skończyć ;-)
Ten sam manewr powtórzyłam
na części przodu, na mniej więcej /jak się okazało – mniej niż więcej/ podobnej
wysokości /odległości od górnej krawędzi/.
Formę przodu jeszcze trochę
bardziej pomasakrowałam. Postanowiłam pójść za sugestiami Burdy odnośnie szycia
spodni dla osób z brzuszkiem /bo takowy posiadam i spodnie nie zawsze leżą na
mnie zadowalająco. Tzn. – kupne – w zasadzie nigdy ;-)/
Pocięłam formę przodu
zgodnie ze wskazówkami i rozsunęłam go, jak nakazano – przedłużając linię szwu
środka przodu o 0,5 cm. Dodatek w pasie
/w formie niby-to-zaszewki/ utworzył się sam.
I tu pcha się na usta pytanie - po co najpierw skracałam, żeby potem wydłużać? Ale - skracałam całe części przodu i tyłu - od szwu do szwu, a wydłużyłam - sam przód, dokładniej - najbardziej wydłużyłam środek przodu, ale boczne szwy nie zostały naruszone... I kiedy sobie przypomnę niektóre boje ze spodniami - kojarzy mi się, że kiedy spodnie idealnie leżały z przodu, to na bocznych szwach czasami tworzyły się fałdy - czyli długość linii szwu bocznego była za duża...
Poukładałam na sobie
wszystkie części spodni, które zostaną naruszone tymi cięciami – tj. worek
kieszeniowy z częścią boczną oraz boczną przednią część paska. Zaznaczyłam na
czerwono, gdzie mają przebiegać cięcia.
Upinając części form na
materiale i przygotowując je do skrojenia pilnowałam, żeby porozsuwać je na tę
samą szerokość.
Zanim zabrałam się za
obrzucenie brzegów ciętych kieszeni – przykleiłam po lewej stronie paski
sztywnika szer. ok. 3 cm. W trakcie obrzucania i szycia te ucięte pod skosem w
stosunku do przebiegu nitek materiału krawędzie na pewno rozciągnęłyby się i
zdeformowały. Ważne, żeby zabezpieczyć je przed tym odpowiednio wcześnie.
Worek kieszeni przyszyłam do
przodu spodni prawą do prawej, następnie odwróciłam na prawą stronę,
zaprasowałam i przestębnowałam.
Tu warto zwrócić uwagę na
pewien drobiazg…
Otóż często się zdarza, że
stębnując taki brzeg kieszeni czy innej części – tzn. krojony pod skosem –
materiał między krawędzią a stębnówką faluje się i nie da się tego rozprasować.
Wystarczy taką stębnówkę
spruć i przeszyć ją w drugą stronę… Te dwa zdjęcia różnią się od siebie tym, że
jedna stębnówka była szyta z góry do dołu, a druga – z dołu do góry…
Przyszyłam drugą część worka
kieszeni /z częścią boczną/ - tylko do zaznaczonego na wykroju miejsca,
zostawiając nie zszyte brzegi, podwinięte na 0,5 cm. Powinnam podłożyć je na całą szerokość
dodatku na szwy, ale doszłam do wniosku, że to niepotrzebnie przedłużyłoby
linię, wzdłuż której przebiega dodatkowa warstwa materiału. Do szczęścia mi
niepotrzebna. ;-) Dzięki tym rozcięciom środkowa część przodu będzie się
odchylała jak klapa – żeby móc spodnie ubrać ;-)
Zszyłam nogawki spodni –
najpierw szwy boczne, potem środkowe i na końcu – szew kroku.
Pasek znów wszyłam po
swojemu… Podobnie jak odszycia dekoltu w sukience… Najpierw zszyłam górne
krawędzie poszczególnych części paska /tzn. zszyłam wierzchy ze spodami
wzmocnionymi sztywnikiem/. Górne krawędzie zaprasowałam tak, żeby wierzch
wysunąć 1 mm ponad linię szwu. Będą „okrąglejsze”, bardziej obłe. W zasadzie –
powinnam o tym pomyśleć na etapie krojenia i skroić wierzchy szersze o jakieś 2
mm – cóż, szerokość gotowego paska będzie o ten nieszczęsny milimetr mniejsza.
Środkową wierzchnią przednią
część paska przyszyłam do przedniej części spodni prawą do prawej. Dopiero
potem zszyłam szwy pionowe – w zasadzie miałam do wyboru – czy szyć te szwy jak
przedłużenie linii kieszeni, czy możliwie prostopadle do górnej krawędzi paska.
Wybrałam ten drugi wariant.
Pasek tyłu i części boczne paska
najpierw przyszyłam do górnej krawędzi spodni – osobno, dopiero potem zszyłam
je ze sobą.
Tu widać, że mści się zmiana
szerokości podwinięcia dodatku na szew w worku kieszeni – muszę zmniejszyć
dodatek na szew bocznej części paska i szyć w połowie jego szerokości. I tu
mała dygresja…
Maszyna radzi sobie lepiej z
transportowaniem materiału, gdy stopka dociska materiał równomiernie. Gdy cała
leży na materiale, a nie częściowo wisi w powietrzu. Można to porównać z jazdą
samochodem po drodze z koleinami i wybojami. Autem rzuca na prawo i lewo.
Narzekamy wtedy na drogę, czy na samochód? Taką sytuację miałabym właśnie
teraz. Warto wtedy skorzystać z opcji pozycjonowania igły – o ile maszyna ją
posiada. Moim zdaniem jest to jedna z koniecznych funkcji. Stopka sunie wzdłuż
krawędzi materiału, a igłę przesunęłam w prawo. Widać centralne nacięcie na
stopce…
Tę samą funkcję
wykorzystałam przyszywając spodnią część paska – szyjąc w rowku szwu nasadowego
/łączącego część „spodniową” z wierzchnią częścią paska/. Wykorzystałam stopkę
do ściegu owerlokowego – ma ona wysuniętą do przodu płozę, która w zasadzie
służy do zawijania niteczek i nierówności materiału przed obrzuceniem krawędzi
zygzakiem czy ściegiem owerlokowym – ale w tym wypadku pomaga utrzymać linię
szycia. Sęk w tym, że nie można używać tej stopki szyjąc ściegiem prostym z
igłą ustawioną centralnie – bo igła natychmiast uderzyłaby w „mostek”
rozluźniający ścieg owerlokowy… Wystarczyło przestawić igłę…
Oczywiście, pozycjonowanie
igły pomaga też w obszywaniu stębnówkami – w niestandardowej odległości od
brzegu materiału. Wystarczy wybrać pozycję igły i stębnując prowadzić stopkę
przy samym brzegu. Jest też bardzo przydatne przy naprawach – gdy trzeba
poprowadzić szew blisko stałej, niemożliwej do usunięcia przeszkody – np.
zatrzasku czy nitu.
Albo – w trakcie szycia
wzdłuż brzegu obrzuconego owerlokiem – żeby trzymać się odległości od brzegu, a
żeby stopka przy tym nie była „podważona” z jednej strony zgrubieniem
owerlokowych ściegów.
Wracając do spodni… „Dzięki”
ich krojowi – tzn. zapięciu w formie klapy – nie mogłam ich przymierzyć na
żadnym wcześniejszym etapie… Dopiero po wszyciu paska, czyli praktycznie na
samym końcu, gdy wszystko było już pozszywane i niemal wykończone. Ale –
okazało się, że oba manewry z modelowaniem form zdały egzamin na piątkę! Zaszewki
z tyłu kończą się, gdzie powinny, nie ma fałdki pod paskiem z tyłu, obwód w pasie – idealny, bez poprawek, a same
spodnie nie są za krótkie z przodu, na brzuchu… Bo gdy są za krótkie – to mają
tendencję do zjeżdżania w dół, wtedy albo próbuje się dopasować je paskiem,
który wtedy pije, brzuch robi się bardziej wypukły, zaszewki czy zakładki źle
się układają… Albo podciąga się spodnie do góry – i wtedy tworzą się skośne
fałdy od środka przodu w kierunku na boki…
Natomiast – miałam problem z
tzw. „camel toe”… Chyba oczywiste, że nie zaprezentowałam defektu na zdjęciu
;-) Przy okazji znalazłam bardzo ciekawy artykuł na temat tej przypadłości –
dementujący pogłoski, jakoby działo się to, gdy ktoś próbuje się wbić w za
ciasne spodnie. No bo jak za ciasne, skoro jest nadmiar materiału z przodu? A
to jest błąd w konstrukcji spodni, mający zmniejszyć ilość materiału zużywanego
na etapie krojenia spodni. Efekt bardzo pożądany w przypadku produkcji masowej,
ale czemu – u licha – coś takiego ma miejsce w żurnalu dla amatorek?
Odpowiedzią może być – sugestia zakupu mniejszej ilości materiału… To może mieć
jakiś sens… Ktoś zastanawiający się nad kupnem materiału na spodnie
przychylniejszym okiem spojrzy na sugestię kupna 40 cm mniej… No nie wiem zresztą… To moje pierwsze spodnie
z Knipmode – może jestem niekompatybilna?
Artykuły na temat „camel
toe” znajdują się na blogu „Fashion Incubator”.
Tu na zdjęciu – poszczególne
etapy walki o optymalny szew środkowy… Nadmiar materiału po przymiarkach
oczywiście wycięłam, bo ciągnąłby niemiłosiernie…
Jeszcze może parę uwag
końcowych – w większości przypadków dodatki na szwy rozkładam na dwie strony
szwu, ale wyjątek robię m.in. dla zewnętrznego szwu nogawek spodni z ciętymi
kieszeniami. Nie ma co się męczyć z zaprasowywaniem
na bok grubej krawędzi kieszeni, która i tak będzie miała tendencje do
wykręcania się z powrotem i odstawania. Obrzucanie obu krawędzi osobno też nie
ma sensu – z tego samego powodu. Pilnuję się bacznie podkładając dolne
krawędzie nogawek – rozkładając szwy wewnętrzne i zwracając uwagę, w która
stronę skierować dodatki zewnętrznego szwu. Nie cierpię, jeśli przy prasowaniu
„kupnych” spodni okazuje się, że tego nie przypilnowano… A stębnowanie dołu
spodni zaczynam zawsze od szwu wewnętrznego, żeby zejście stebnówki nie wypadło
na zewnątrz…
No i tu nieszczególnie
efektowne zdjęcie finałowe. Spodnie okazały się wygodne, w sam raz szerokie…Na
swoją obronę dodam, że materiał to niezbyt gruba bawełna z czymś sztucznym
/stąd pewnie te kłaczki widoczne na niektórych zdjęciach/ - generalnie materiał
na tyle lekki, że nie chce opadać w dół i stąd tworzą się fałdy. No i nie będę
ich nosić tak, jak na zdjęciu, a zawsze przysłonięte wyłożoną na wierzch bluzką
czy innym „topem” ;-) Po prostu –
chciałam pokazać spodnie tak, jak wyglądają – a mogłam założyć do nich tunikę
do pół uda i usiąść na krzesełku… Zdjęcie byłoby wtedy „jak z żurnala”… ;-)
No tak, zdjęcie spodni z żurnala powala na kolana. Mają łeb na karku ludzie w Knipmode, nie ma co ;))
OdpowiedzUsuńA instrukcja bardzo pomocna, jak zawsze przemyciłaś kilka fantastycznych trików. Jeszcze kilka razy przeczytam i może je zapamiętam. :-)
Kolor spodni bardzo fajny, model zdecydowanie uniwersalny :)
Pozdrawiam
Mam wrażenie, że "moje" spodnie mają zdecydowanie szersze nogawki, niż te ze zdjęcia w żurnalu... Ale nic to, nie zależało mi na jakiejś konkretnej szerokości. Byle nie były bardzo szerokie albo bardzo wąskie.
UsuńA dodatkowe triki... Cóż do szycia na potrzeby bloga zabieram się jak na wojnę, głowa pełna tego, co chciałabym powiedzieć i czego już nie muszę powtarzać...
Ten materiał kupiłam wieki temu - tak dawno, że już nie pamiętam kiedy i ile go było ;-) Już dawno "znosiłam" jedną parę spodni z niego, teraz "donaszam" drugie - długości 3/4, no i "urodziły się" trzecie... Na czwarte już na szczęście nie wystarczy :-))) A niby to jestem osobą, która nie lubi wchodzić dwa razy do tej samej wody - zwłaszcza jeśli chodzi o przyodzienie /to ostatnie - jako synonim do "odzież" i "ciuch" :-)))) /
Strasznie lubię czytać Twoje posty, jak się je czyta to wiem że wiesz o czym piszesz, że wiesz co w trawie piszczy. :)
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam szycie - bo daje dużo czasu na myślenie ;-) No to czasem się myśli nie tylko o życiu i gwiazdach, ale o tym, dlaczego ten cholerny materiał układa się tak, a nie inaczej ;-)
UsuńA piszczę sama nie raz... Gdyby nie blog - i konieczność pokazania efektu końcowego - to poprawianie nieszczęsnego camel toe skończyłabym jakieś dwa podejścia wcześniej i uznałabym, że wystarczy ;-)
Aniu...jesteś mistrzynią!
OdpowiedzUsuńAj tam, aj tam, Moniś! ;-)
UsuńEhh, raz jeden w zyciu wykroilam spodnie wedlug Burdy - dodam - dla kobiet wysokich i....wyrzucialam, bo zmarnowalam material! Ciagnelo mi sie to to niemilosiernie w kroku, nogawki w udach jakby za ciasne, w lydce za luźne, tylek wisiał...Patrze wiec z zazdroscią, ze Twoje tak lezą.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc - zawsze zabieram się za spodnie bez pewności, co mi wyjdzie i jak będzie leżało... A do tego - lepiej leżą na mnie /o matko, co - znowu ciuchy?/ przyodziewki /ha ha!/ nie w rozmiarach "połówkowych" a te, które sobie sama poskracam na siebie ;-)
UsuńSpróbuj sobie powydłużać...
Ja póki co praktykuję szycie spodni na wykrojach dla dzieci. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Podczytuję takie blogi (i dziękuję wszystkim św. za nie!), bo niestety przekonałam się jak prymitywne są dostępne wykroje i jak wiele potrzeba zmian, aby ubranie dobrze leżało ;/
OdpowiedzUsuńAle tak już jest ze wszelaką unifikacją. Każdy jest inny i tylko poprawki nas ratują lub nauka konstrukcji odzieży :)
Camel toe - nie słyszałam tego określenia (a wywołał u mnie atak śmiechu), ale niestety również i mnie dotyczy.
Pozdrawiam, Boniek z http://boniffacy.blogspot.com
Oj, tu będę bronić wykrojów. To MY jesteśmy różni, każdy z nas ma gdzie indziej wcięcia i wygięcia, a wykroje są tylko bazą... Wystarczy tylko przypomnieć sobie, jak różnie kończą się próby pożyczania czy oddawania sobie wzajem ciuchów. Odzieży. Przyodziewków. ;-) Jeśli nie jest to coś z lycrą i z mocą rozciągania się i poddawania, jeśli nie są to jeansy z żelaznym uściskiem, w które można wiele wtłoczyć - to naprawdę rzadko kiedy obywa się bez poprawki...
UsuńA konstrukcję wybij sobie z głowy ;-) Kto mnie zna - ten wie, jakie mam na ten temat zdanie ;-) Lepiej poświęcić ten czas na naukę modelowania i poprawek - bo nawet po lekcjach konstrukcji bez tych dwóch dziedzin się nie obędzie ;-)
Camel toe faktycznie wygląda jak wielbłądzie kopyto... :-)
A ja właśnie ćwiczę się na spodniach ,więc Twój post Aniu bardzo na czasie:-) Ja sobie ułatwiłam życie co do "swoich" spodni. Zrobiłam jedne uniwersalny wykrój, dopasowałam ,że by dobrze na mnie leżały tam ,gdzie powinny ,a jak chcę jakiś nowy modem, lub wzór ,to przykładam do nowego wykroju ten właśnie i sprawdzam ,gdzie trzeba poprawki wprowadzić .
OdpowiedzUsuńWiem na pewno, że krojąc następne /a już mam i wenę, i materiał ;-)/ sprawdzę ten podkrój w kroku...
UsuńSuper spodnie i instrukcja dla takich niemot jak ja też bardzo przydatna:P
OdpowiedzUsuńWitaj Czeremcho:)
OdpowiedzUsuńJest możliwość skontaktowania się z Tobą mailowo, albo jakoś inaczej aniżeli na blogu?:)
A może przez prywatną wiadomość na forum "e-krawiectwo"? Tam też jestem Czeremchą... ;-)
UsuńAnia
Witam cie serdecznie i zapraszam do mnie po Wyróżnienie- Liebster blog. Super spodenki. Pozdrawiam serdecznie.Bożena
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wyróżnienie - i za uznanie! Bardzo mnie ucieszyło! Ale - tu mam problem, bo postanowiłam nie pisać tu za wiele o sobie - więc odpowiedziałam na twoim blogu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Ania