Kolejny przeróbkowy post ;-)
Krótki i zwięzły – jak nie mój ;-)
Tunika też nie moja –
zostałam poproszona o skrócenie. Czemu nie? Przyda się kolejny wpis w blogu…
Jak widać, tunika kupiona w
sklepie, w sieciówce, z litości nie podam, w której… Powód litości widać na
zdjęciu. Koszmarnie zawinięte brzegi rozcięcia, szpetne z lewej, szpetne z
prawej. Zapewne szwaczka uwinęła się z tym w pół minuty, ale efekt… Widzisz, a
nie grzmisz? Rozumiem, że podkładanie, zwłaszcza dwukrotne, po zaokrąglonej
linii nie jest łatwe i wymaga upchnięcia nadmiaru materiału gdzieś w szwie –
ale upychać można na różne sposoby.
Najpierw odwinęłam całe
podłożenie dołu włącznie z kawałeczkiem szwu bocznego na samym jego dole i
rozprasowałam je. Tunikę miałam skrócić o 8 cm, podwójne zawinięcie zabierze z
długości jakieś 1,5 centymetra – więc tunikę obcięłam o 6,5 centymetra. Jest
troszkę dłuższa z przodu niż z tyłu – zapewne z powodu sporego rozmiaru, zatem
łuki rozcięcia przodu i tyłu różnią się trochę.
Maszynę ustawiłam na
najdłuższy ścieg prosty – czyli jak do marszczenia. Pracowałam nad każdym
zaokrągleniem z osobna. Przeszyłam każdy łuk 3-4 mm od brzegu, kończąc szew po
przeszyciu kilku centymetrów po prostej dolnej krawędzi. Ważne, żeby na
początku i na końcu szycia pozostawić co najmniej 10-centymetrowe „ogonki” z
nici – i tej z bębenka, i górnej.
Z jednej strony szwu
przeciągnęłam jedną z nitek na drugą stronę i związałam w supełek z drugą nitką – żeby nitka się nie wywlokła podczas
ściągania. Na drugim końcu szwu odnalazłam nitkę z bębenka – słabiej
naciągniętą – i zaczęłam ją ściągać, marszcząc brzeg.
Jak mocno zmarszczyć? Hm, to
wychodzi samo podczas marszczenia. Brzeg sam zawija się do środka. Im mocniej
ściągnę nitkę, tym szersze utworzy się podłożenie.
Zatem – ściągnęłam tak, żeby
/w tym przypadku/ podłożenie nie było szersze niż 5-7 mm. Od razu potraktowałam
je żelazkiem, żeby po pierwsze – ustalić jego szerokość, szerokość po drugie –
ujarzmić i spłaszczyć marszczenie.
Gdyby dół tuniki był
obrzucony /wykończony/ i podwinięty tylko raz – wystarczyłoby teraz go obszyć.
Ale ja /jak już pisałam/ lubię kierować się sposobem wykończenia zastosowanym w
oryginale. Zatem zabawę z maszynowym marszczeniem tym razem podłożonych już
brzegów powtórzyłam jeszcze raz. Szyjąc najdłuższym ściegiem przez podwójnie złożony brzeg.
Zanim ostębnowałam dół
bluzki, zszyłam boki bluzki przedłużając szew boczny aż do granicy rozcięcia,
czyli do jego poprzedniej długości. Przeprasowałam szwy.
No i na samym końcu –
przestebnowałam dookoła dół bluzki, szyjąc niewielkie rygielki tuż nad końcem
rozcięcia.
Na pewno ładniej, niż w
wersji sklepowej. :-) Upychanie i zmarszczenie samego brzegu widać tylko na lewej stronie. Na pewno pochłonęło dużo więcej czasu i dużo więcej nici, ale tym się właśnie
różni szycie przemysłowe od miarowego albo domowego. Czym innym jest szycie na
czas, na akord, byle szybko i tanio, a klient się na to i tak znajdzie – a czym
innym szycie dla konkretnej osoby, nie wspominając już o szyciu dla przyjemności :-)
I niech teraz ktoś powie, że
czyjeś szycie wygląda „jak ze sklepu”. To komplement miałby być, czy coś
zupełnie innego?
Na prawej stronie jest super, na lewej lepiej niż było. Po takich łukach to na pewno dużo zabawy wymaga, a ktoś kto szyje w fabryce, raczej tego czasu nie ma. Hmmmm "jak ze sklepu" - ja mam tak dziwnie,że nawet jeśli ze sklepu mam ubranie, które jest dalekie od ideału, to i tak wydaje mi się lepsze niż moje w miarę ładnie wykończone. Może dla tego, że jak nie moje to na pewno lepsze, sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńWięcej wiary w siebie! Ładnie szyjesz, fajnie szyjesz, należy ci się! Może kiedy poprawisz coś kupionego, a niezbyt starannie wykończonego, to wtedy popatrzysz na to w ten sposób: "skoro poprawiam kupne, to coś znaczy... "
UsuńChodzi też może o to, że muszę nabrać trochę dystansu do ubrań, które uszyję, tzn. musi minąć trochę czasu. No tak niestety dziwnie mam, pomimo tego, że moje mam coraz większą wprawę w szyciu.
UsuńStajesz się coraz bardziej wymagająca względem siebie :-) To dobrze :-)
UsuńNieraz sklepowa jakość zawodzi, ja zaczęłam zauważać całkiem niedawno źle spasowany wzór [w szczególności kratkę, ale i inne wzory], odstający dekolt, brak układania się w piersiach. Ja się tego uczę, w sklepach są ubrania z produkcji taśmowej. Grunt, że samemu można tworzyć swoją własną jakość:)) A skracanie czegokolwiek z zaokrąglonymi brzegami moim zdaniem wymaga jednak sporo cierpliwości i dobrych chęci, ja leniuch jestem:P No, chyba że ktoś by nie o to poprosił:D
UsuńTo ja niestety mam tak samo ze sklepowymi ciuchami, ale po tym zdjęciu chyba mi przechodzi takie myślenie :D Naprawdę porażka, jak takie rzeczy przechodzą test jakości to ja nie wiem :P
OdpowiedzUsuńPrzechodzą, bo mają normy niskie :D
UsuńMasz racje. O wiele ładniej :) dziękuję na tutek.
OdpowiedzUsuńFajny kursik i nowy (dla mnie) sposób na zaokrąglenia, bo akurat tego sposobu nie znałam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo mogę się pochwalić, że ja od dawna tak podkładam moje lalkowe ciuchy :)
OdpowiedzUsuńKilka lat temu patent sprzedała mi koleżanka- szczęściara, która chodziła to technikum krawieckiego.
Choć już troszkę szyję to tym sposobem jeszcze nie, więc na pewno wypróbuje. Dobrze, że czasami coś wpadnie w ręce aby móc komuś przy okazji to pokazać. Post bardzo przydatny bo masę rzeczy wcale dobrze nie wygląda po zakupieniu, a szkoda. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń