Obserwatorzy

czwartek, 28 lutego 2013

Spodnie bling bling – czyli o skracaniu i narożnikach

Takich spodni zachciało mi się jesienią. Na zimę. Nawet szybko udało mi się kupić materiał – dziwny, bo podobno mieszanka wełny z elastanem. Że wełna – dało się poczuć po zamoczeniu ;-), że elastan – czuje się naciągając materiał w obie strony. Zdaje się tylko, że będzie miał tendencję do zaciągania, ale cóż... Trudno...

Ale dlaczego dopiero teraz zabrałam się do szycia? Tego najtęższe umysły nie ogarną...Brak rozpędu zimą czy co? Ciekawe, jakie będzie tłumaczenie latem...

/Aha – kończę z pisaniem tekstu do zdjęć pod tymże. Spróbuję nad. Tak się chyba lepiej czyta. Chyba.../

Przez moment zastanawiałam się, którą stronę materiału wybrać jako lewą... Takie pytania często się zdarzają. Która strona materiału to prawa? Ta co w środku złożonego materiału czy na wierzchu?

Co do tego – jestem elastyczna. Poza oczywistymi oczywistościami – jak sztruks, aksamit czy jeans, materiałami drukowanymi, poza bawełnianymi płótnami, które z natury naturalnej przędzy miewają drobne supełeczki czy kłaczki – z reguły na lewej stronie – wybieram tę stronę, która mi się bardziej podoba.

Czy ten materiał to rodzaj twillu? Pewnie tak, ale czy coś mnie ogranicza? Obie strony są tak samo ładnie wykończone /żadnych niedoskonałości/, jedna jest bardziej jakby w paski, druga – bardziej jakby w jodełkę. Wybrałam jodełkę. Czyli – to po prawej. Na żywo różnicę widać bardziej.


No i wykrój – uparcie z Knipmode, majowego z 2012 roku, model 13.


Nie będą miały kantu, bo materiał nie rokuje ;-)

Nogawki lekko zwężające się w okolicy kolana. A gdzie ja mam kolano? Na pewno nie tam, gdzie jest ono na wykroju. Moje kolano byłoby w okolicy łydki modelki... Muszę skrócić nogawki. O ile? Otóż – nieistotne, jakiego jestem wzrostu. Istotne, jaka jest długość nogawki – i to nie mierzona po wykroju, a podana w opisie. Długość wewnętrzna – czyli mierzona od kroku w dół – 62 cm. Ja chcę te spodnie mieć ciut dłuższe, niż na modelce... Wypadało zmierzyć się od kroku do miejsca, w którym spodnie będą się kończyły. Wyszło ok. 58 cm. Czyli muszę wykrój skrócić o 4 centymetry. Tylko absolutnie nie tnąc wykrój od dołu! Kolano musi być na miejscu, szerokość dołu – jak w oryginale, forma musi być zachowana. Zatem skrócę je o 2 centymetry gdzieś nad kolanem i dwa gdzieś poniżej. No i tradycyjnie – o centymetr – półtora w biodrach, bo to u mnie standard.

Poskracany zakładkami tu i ówdzie wykrój tak wyglądał – aha, na bokach nogawek będą rozcięcia. Udekorowane ;-) Dlatego dodałam na szwach bocznych po 4 centymetry na podłożenie rozcięcia na długości ok. 22 cm.



Zanim odpięłam papierowy wykrój – przyprasowałam paski sztywnika w miejscach, które będę „obrabiała”, które w trakcie szycia mogłyby się rozciągnąć /jak brzegi wlotów kieszeni czy okolice zamka/ albo które będą lepiej wyglądały lekko usztywnione, trzymające kształt /jak podłożenia rozcięć nogawek/.



Zaczęłam od kieszeni – jak w spodniach z klapą. Zszywając worki kieszeni zauważyłam pętelki z włókien materiału wypchnięte na lewą stronę szwu – niechybny znak, że igła jest stępiona ;-)



Igła wymieniona, kieszenie skończone, nogawki zszyte - czas na rozporek. Zaprasowałam brzegi rozporka – jeden zgodnie z linią na przedłużeniu szwu kroku, drugi – zgodnie z linią dodatku na tenże szew. Czyli tworząc mniej więcej centymetrowej szerokości podłożenie.



Nawet nie sprawdzałam, jakiej długości zamek jest mi potrzebny. Wyciągnęłam z zapasów pierwszy lepszy. Byle dłuższy, niż długość rozporka. Bo tak wygodniej się szyje ;-) Nie trzeba walczyć z szyciem tuż obok metalowych skuwek, skupiać się na ich omijaniu, a zamek lekko i wygodnie da się skrócić. Jednym cięciem nożyczek.

Przypięłam zapięty zamek najpierw do zaprasowanego podłożenia tak, żeby dolna skuwka była poniżej przyszłego szwu w poprzek zamka. Czyli poniżej rozcięcia na zamek.



Przyszyłam używając stopki do zwykłych zamków. Na górnej krawędzi zaznaczyłam pionowo wpiętą szpilką, jak daleko ma sięgać wierzchnia część rozporka. Żeby na całej długości zamka ta odległość była taka sama. Przyłożyłam wierzchnią część rozporka, spięłam szpilkami.



I zszyłam, nie sugerując się deseniem na materiale – bo krawędź rozporka nie przebiegała równolegle do pionowej nitki materiału. Szyłam w równej odległości od ząbków zamka, w dalszym ciągu stopką do zamków. Poprzeczny szew zamykający rozporek od dołu przeszyłam około centymetra powyżej skuwki zamka. Miałam ją z głowy.

Gdy będę wykańczała górną krawędź spodni – rozepnę zamek, utnę za długie końcówki i przeszyję go przyszywając pasek. Potem zabezpieczy go dodatkowo szew wykańczający pasek od wewnątrz. To w zupełności wystarczy.

Teraz mogę spodnie przymierzyć. Ale muszę zszyć górne krawędzie kieszeni z przodami spodni, a także ustabilizować górną krawędź spodni. Materiał się rozciąga i przymiarka z rozwlekającym się brzegiem nie ma najmniejszego sensu. Gdybym dopasowała mocno spodnie na górnym brzegu – okazałoby się, że po wszyciu paska nie weszłabym w nie ;-) Bo pasek będzie nierozciągliwy – podprasowany sztywnikiem. Zatem – przeszywam całą górną krawędź długim ściegiem maszynowym i ściągam dolną nitkę aż do momentu, gdy materiał zacznie się marszczyć. To znaczy – tuż zanim zacznie.

Przymiarka wyszła nadspodziewanie dobrze – nic nie musiałam poprawiać ;-) Postanowiłam jednak wykończyć pasek w sposób podpatrzony w męskich spodniach garniturowych – to znaczy tak, żebym mogła z łatwością regulować obwód paska w zależności od tego, czy przytyję, czy schudnę ;-) Czyli – dobra metoda dla tych, którzy zamierzają się odchudzać ;-)

Nitką w kontrastowym kolorze ręcznie przeszywam sam materiał wierzchni /nie łapiąc dodatków na szwy!/ drobnym ściegiem fastrygowym na długości ok. 6 cm na środku tyłu, na linii, która będzie linia wszycia paska /czyli po 3 cm z obu stron szwu środkowego/. Wyciągam dłuższą pętelkę nitki nad tym szwem.



Rozcinam szew tyłu na długości ok. 10 cm, rozcinając też pętelkę czerwonej nitki.



Sam pasek kroję tak, żeby na środku tyłu zostawić miejsce na szew. Czyli kroję go z czterech części /pasek w tych spodniach ma łukowaty kształt. Gdyby był prosty – kroiłabym go z dwóch części. Plus wewnętrzna strona zamka, oczywiście./ Podprasowuję sztywnikiem. Zszywam pasek na szwach bocznych, doszywam wewnętrzną część paska na górnych krawędziach. Przyszywam do spodni pilnując, żeby szwy nasadowe na środku tyłu pokryły się z linią wyznaczoną przez czerwoną fastrygę. Wykańczam pionowe brzegi paska.



Przy okazji rozprawiam się z zamkiem.



Robię dziurkę i przyszywam guzik, szykując się do ostatecznego ustalenia obwodu paska.

Zaginam pod spód i podszywam /ręcznie, jak sobie obiecałam/ wewnętrzną część paska. Składam tył prawą do prawej i zszywam jednym szwem pasek i szew tyłu. Jeśli schudnę albo spodnie się rozciągną – zszyję go głębiej. Jeśli przytyję – popuszczę... Do sprucia będę miała tylko szwy mocujące krawędzie paska wewnątrz i kawałek szwu środkowego.



Teraz – rozcięcia na dole nogawek, które wykończę szwem w narożniku.

Tu zaczyna się geometria i trzeba być ściśle dokładnym, żeby nie pruć wszystkiego i nie zaczynać od nowa. Jeśli wszystko zrobi się jak trzeba – rozcięcie będzie równiutkie, szwy – piękne i to bez poprawek!

Dół spodni na rozcięciach musi być idealnie równy. Dolne krawędzie muszą się idealnie pokrywać.



Zaprasowuję brzegi rozcięcia. Na przedniej części nogawki – równo z pionowym szwem, na tylnej – tylko na centymetr. Przy okazji widać, że trzeba powalczyć z dodatkami na szwach bocznych. Od góry spodni biegną one skierowane oba do tyłu, w okolicy rozcięcia – będą oba do przodu, a ja nie lubię takich przekładających się i wypuczających na szwach dodatków. Zatem tuż nad krawędzią rozcięcia nacinam je linią skośną aż do linii szwu. Dlaczego linią skośną? Bo ze swojej natury materiał cięty pod skosem mniej się strzępi. Całe nacięcie obrzucam zygzakiem, a jego górną część delikatnie podszywam do wierzchu niewidocznymi ściegami.





Zaprasowuję do góry 3-centymetrowe podłożenie. I znów bardzo dokładnie kontroluję, żeby po złożeniu całości krawędzie były idealnie równe.



Teraz będę zszywać narożniki.

Składam podłożenie dołu tak, jak będzie przebiegało, zaznaczając szpilką na brzegu rozcięcia, dokąd będzie sięgało.



Rozkładam. Teraz składam podłożenie rozcięcia zaznaczając na krawędzi dołu, dokąd będzie sięgało.



Szpilką wpiętą skośnie zaznaczam przyszły róg dolnej krawędzi – miejsce przecięcia się zaprasowanych brzegów.



Składam całość tak, żeby punkty zaznaczone wcześniej na krawędziach nałożyły się na siebie, a brzeg złożył się na rogu.



Przeszywam od rogu punktów na krawędziach do rogu.



Składam i zaprasowuję dodatki na szwy. Jeśli materiał jest gruby – można je przyciąć.



Wywijam na prawą stronę – i proszę. Idealny narożnik. Jedna krawędź ma 4 cm, druga – 3, a szew biegnie równiutko od rogu do miejsca stykania się obu.



To samo robię na drugiej części rozcięcia. Tam asymetria krawędzi jest jeszcze bardziej widoczna, a szew i tak jest idealny ;-)



Podłożenie i rozcięcia podszyłam oczywiście ręcznie.

Gdzie ten tytułowy bling?

Ano – tu ;-) Rozcięcia są prawdziwe, ale zszyte na stałe guzikami. Miały być duże i błyszczące ;-) Może są trochę „za”, ale kupiłam tez inne guziki, mniej efektowne – i spodnie od razu posmutniały...



Takie mają być! Połyskujące i przyciągające oko!

Może i dobrze, że spodnie okazały się wiosenne, a nie zimowe – miałabym problem z doborem butów, a tak – jakiś wybór jest ;-) Najbardziej jestem zadowolona, że spodnie leżą idealnie – żadnych poprawek, nic, absolutnie nic nie musiałam przy nich dłubać – oprócz skracania tu i ówdzie!



A materiału jeszcze mi zostało – powinno starczyć na żakiet ;-) Już mi nawet chodzi po głowie... Już wiem, jaki bym chciała... Oby tylko spodnie się nie „znosiły”, zanim uszyję żakiet ;-)














sobota, 16 lutego 2013

Na więcej na razie mnie nie stać – czyli naprawiam obszarpane nogawki.

No tak. Głowę mam zajętą zupełnie innymi niż szycie sprawami – tzn. kręcącymi się wkoło szycia, ale jednak wkoło...

Jedno, do czego mogłam się ostatnio zmobilizować to naprawa spodni. Konkretnie – przetartych na wylot dołów nogawek, znów używając do tego taśmy spodniowej.



Tak to się pięknie prezentowało.



Spodnie wyprane, odprułam podłożenie dołu i rozprasowałam.



Odcięłam uszkodzone podłożenie, wyrównując krawędź obszarpanej dziury. Spodnie skrócą się nieznacznie, ale cóż... Raz – że lepsze ciut przykrótkie, dwa – wytarcie się dołu mogło być sygnałem tego, że spodnie były ciut przydługie ;-)



Pół centymetra ponad obciętym brzegiem przyszyłam taśmę spodniową – wzmocnionym brzegiem ku górze. Po odwinięciu taśmy pod spód grubszy brzeg taśmy skieruje się w dół. Odwinęłam, zaprasowałam, przyszyłam taśmę drugim szwem do dołu nogawki, chowając pod nią surowy, nie obrzucony dół spodni.



Udało mi się dobrać odpowiedni kolor nici – dzięki temu szew mocujący taśmę nie rzuca się w oczy. /Chyba nic dziwnego, że udało mi się dobrać ten kolor – kto widział moje zapasy nici, ten wie ;-)/ Dzięki temu pozwoliłam sobie na „dorzucenie” stębnówki zbliżonej kolorem do oryginalnej, przebiegającej dokładnie tam, gdzie przedtem. I tak zostałby po niej ciemny ślad na materiale. A tak – średnio wyćwiczone oko nie zauważy dwóch szwów na podłożeniu spodni.



Chyba, że ktoś rzuci się nosicielowi spodni do nóg. I zobaczy dwa szwy.