Tak, miało chyba nie być, karma taka, fatum albo co tam
jeszcze innego.
Najpierw – materiał kupiony, zdekatyzowany i wyleżakowany jak należy. Chociaż – patrząc na moje standardy – to materiał kupiony latem
/może u jego progu…/ to zupełna świeżość. Zero stażu kartonowego.
Kupiony z myślą o spodniach. Za jakieś niewielkie pieniądze.
Wygląda jak bawełna i chyba nią jest, biorąc pod uwagę, jak się zachowuje…
Na myśli zrazu stanęło. To znaczy – tradycyjnie – materiał
został odłożony „na potem”. W końcu – zmobilizowałam się. Teraz to już
dramatycznie potrzebuję spodni. /Lato było, jakie było, więc długie spodnie
były zupełnie niepotrzebne./ Wyjeżdżam na parę dni no i potrzebuję czegoś
nowego.
Skopiowałam wykrój z Knipmode. Wzięłam do ręki materiał – o
rany, to on się nie naciąga? Nic a nic nie jest elastyczny?... A byłam pewna,
że jest… Czyli – najgorsza do wykonania czynność – skopiowanie wykroju –
na nic się zdało? Bo wykrój przeznaczony na materiały elastyczne… Ręce mi
opadły…
No cóż, bierzemy następny. Nie ma słowa o elastyczności w
opisie spodni, czyli szyjemy. Znów Knipmode.
Zdjęcia z żurnala nie będzie. Na zdjęciu widać tylko nogawki
– modelka ubrana jest w sweter do połowy uda. Uwielbiam takie zdjęcia. Cóż… Mam
rysunek techniczny – wystarczy. Strasznie słaby skan...
zdj.1
Tak. Złamałam się. Zdecydowałam się na spodnie z gumką z
tyłu, mimo że deklarowałam się przed sobą i całym światem, że nigdy tego nie
zrobię. A zrobiłam – dlatego, że ciut schudłam :-) Na tyle ciut, żeby nie
czuć się komfortowo ani w spodniach z klapą, ani w tych z guzikami… Spodnie z
guzikami zwężę sobie z tyłu, z tym problemu nie będzie, Natomiast spodni z
klapą zwężać mi się po prostu nie chce. Za dużo zachodu. Niech więc będzie ta
gumka z tyłu. Tym bardziej, że po pierwszym niepowodzeniu z wyborem wykroju nie
chciało mi się długo szukać.
No i biorę się za krojenie. Dobrze pamiętałam, że materiał
miał poprzeczne prążki. Słabo widoczne, ale jednak są. Zamysł zatem był
oczywisty – kroje w poprzek.
I tu – zonk… Materiał bawełniany, z tendencją do wycierania
się na złożeniach. I w poprzek całego kuponu piękna, wytarta krecha…. Zresztą –
materiał wyciera się strasznie. Wystarczy podrapać go paznokciem, żeby
zadrapany punkt natychmiast stał się jasną plamką… Nie muszę dodawać, że
gniecie się przy tym jak len. A może to jest len? Albo mieszanka bawełny
i lnu?
Bo po przeprasowaniu materiał staje się gładki jak blacha, co nie przeszkadza
mu się natychmiast wygnieść, gdy tylko się go lekko zemnie.
Ręce mi opadły jeszcze niżej. Po czym zadziałał mój wrodzony
optymizm – możliwości są dwie. Albo spodnie zeszpetnieją bardzo szybko i
powędrują do działu odzieży ogrodowo – garażowej, albo okażą się
najwygodniejszymi, najmilszymi, szlachetnie zestarzałymi spodniami i będę je nosić
tak długo, póki z nich znów nie wyrosnę. Albo – póki ze mnie nie spadną same przed upływem terminu gwarancji :-).
Taka myśl mnie ucieszyła. Nie będę się naprężać i wysilać
przy szyciu /istnieje duża szansa,
że nie warto/, zużyję do końca kilka niemal
wykończonych szpulek nici /bo przecież
nie wykorzystam ich w „porządnych”
modelach/ i w ogóle szyć będę ot, tak sobie… I daruję sobie zamki na dole nogawek - jeśli miałabym te spodnie krócej nosić, niż szyć...
Czyli – kroję wzdłuż, prążki będą w poprzek, ale nie będę
się straszliwie mobilizować, żeby się idealnie zbiegały na szwach. Niech się
zbiegają, owszem, ale bez przesady… Jeśli się gdzieś rozbiegną – co tam…
Oczywiście, nie udało mi się skroić ich możliwie oszczędnie,
bo oczywiście materiał miał
w ramach gratisu niewielką skazę /nie licząc
wytartej krechy/. Na szczęście mam go sporo – został jeszcze przyzwoity kawał –
albo będzie z reszty jakaś kurtałka, albo letnia spódnica. Pożyjemy, zobaczymy.
Szycia nie fotografowałam od początku do końca, skupiłam się
tylko na szczegółach, których jeszcze chyba nie było – albo były wystarczająco
dawno. Na tyle dawno, że nie pamiętam ;-)
Skupię się na wszyciu karczku z przodu i wykończeniu zamka. O wykończeniu zamka było co prawda niedawno, ale na tak kolorowym materiale, że nic nie widać :-)
Brzegi podkleiłam taśmą do wykańczania i stabilizacji
brzegów, zrobioną z krojonej ze skosu flizeliny z klejem, która została
następnie przeszyta łańcuszkiem. To przeszycie gwarantuje 100 % stabilizację
brzegów. Krawędzie krojone pod kątem /ze skosu/ mają naturalna skłonność
do
wyciągania się przy szyciu, więc lepiej tego uniknąć. /zdj.2/ Ideałem byłoby tak
wycelować
z zaprasowaniem taśmy, żeby szew wykonany przeze mnie pokrywał się z
łańcuszkiem na taśmie, ale nawet jeśli tak nie będzie – to taśma i tak zrobi
swoje, bo podczas wywijania częściami wykroju, upinania i dopasowywania ich
względem siebie krawędzie będą bezpieczne.
Sam karczek też podprasowałam – tym razem termoniną. To mój
ulubiony sztywnik. :-) Karczek będzie wyglądał porządniej, tendencje do
załamywania czy zwijania się będą o niebo mniejsze.
zdj.4
Zszyłam środki przodów spodni, przypinam karczek. Będę go
zszywać etapami, bo jest tu parę kątów do „obskoczenia”. Najpierw celuję w sam
środek, spinając minimalną ilość materiału, żeby można było obracać przypinaną
część. /zdj.4/
zdj.5
No i obracam ją, układając wzdłuż linii nasady /czyli
krawędzi zszycia/. /zdj.5/ Przypinam szpilką. Muszę odnaleźć punkty, w których szew będzie się zaczynał i
kończył. Nie będę szyła „od brzegu do brzegu”. Na samym karczku jest to
doskonale widoczne – będę „okrążać” szwami kształty wytyczone przez termoninę.
Gorzej z główną częścią spodni, tym
bardziej
że od dawna już nie rysuję sobie obrysu formy na materiale. W myślach
„rysuję” sobie
na materiale ostateczne punkty, odejmując dodatki na szwy. I tak
wpinam szpilki łącząc obie części. Szyć będę też od szpilki do szpilki.
Zaczynając ok. centymetra przed szpilką, cofając
do niej i szyjąc od jednej
szpilki do drugiej, po czym znów szyje kilka ściegów wstecz. W ten sposób
zabezpieczam początek i koniec szwu przed pruciem się.
To samo robię z drugiej strony karczku – i oto efekt.
zdj.6
zdj.7
zdj.8
Biorę się za przyszywanie krótszych krawędzi karczku. /zdj.8/ Nie
uda mi się swobodnie manipulować karczkiem – nacinam więc w rogu zapasy pod
skosem najpierw kierunku szwu - najpierw w miarę oszczędnie /bo niektórym
materiałom i kątom wystarczy takie oszczędne cięcie/, potem – w razie potrzeby
– docinając głębiej.
zdj.9
Spinam szpilkami. Teraz szyję od początku poprzedniego szwu
– aż do samej krawędzi spodni.
zdj.10
Karczek przyszyty. /zdj.10/ Trzeba go teraz porządnie rozprasować i
ułożyć zapasy szwów. Wszystkie będą ułożone na karczku, ale do tego zdjęcia
specjalnie je rozprasowałam
na płasko, żeby było widać, jak porządnie i płasko
rozkładają się na rogach po nacięciu. Wycięłam też niewielkie nadmiary
materiału na tychże zapasach.Gdyby nawet udało się przyszyć karczek bez
nacinania zapasów – zaginałyby się w fałdy, a
nadmiaru materiału nie byłoby gdzie upchnąć. A upchnięty w róg taki
nadmiar nie da się płasko zaprasować, zawsze powstanie górka, która raz że
szpeci, a dwa – gdyby chcieć dodatkowo przestębnować takie miejsce po wierzchu
– to takie stębnowanie na 100 % utrudni.
zdj.11
A tu – zaprasowany karczek. I zdjęciu 11 widać, jak mimo
prasowania na wilgotno przez szmatkę – materiał się wybłyszcza, a na
pogrubieniach bieleje.
zdj.12
Krawędzie szwów, na których będzie wszywany zamek – też
wzmocniłam taśmą. Samego wszywania zamka krytego nie opisuję – było niedawno…
Zajmę się tylko wykończeniem zamka odszyciami.
zdj.13
Najpierw starannie równamy górne brzegi. To naprawdę ułatwia
pracę i minimalizuje ilość poprawek.
zdj.14
Jeśli po przyszyciu górnych brzegów odszyć wzmocnionych termoniną szwy na obu krawędziach będą się stykały ze sobą tworząc jedną równą
linię – to po wykończeniu zamka górna krawędź spodni też będzie równa po obu
jego stronach.
zdj. 15
Na podstawie zdjęcia 15 będzie łatwiej opisać samo
przyszywanie odszyć. Zapasy na szwy
z doszytych do nich zamkiem układamy
płasko. Pozostaje zdecydować, co zrobić z wystającą ponad materiał krawędzią
zamka – przedłużeniem brzegu, na którym znajdują się ząbki. Przechylamy ją na
zewnątrz – czyli w kierunku taśmy zamka,
kładąc ją na tej taśmie. Tego ułożenia pilnujemy przyszywając górną krawędź
odszycia.
Później przyszywamy krótsze brzegi odszycia, szyjąc możliwie
blisko ząbków zamka.
Odcinamy rogi zapasów na szwy blisko szwów. Wywracamy
odszycia do wewnątrz układając je lewą stroną na lewej stronie materiału –
czyli „na gotowo” i przeprasowujemy, odciągając od ząbków zamka.
zdj.16
Dolną krawędź odszycia przyszyłam zygzakiem do taśmy zamka i
dodatku na szwy. Tak bowiem bywa, że zamek „łapie” często tą część, kiedy go
zapinamy, zahacza o nią – co kończy się albo wystrzępieniem, albo wręcz
uszkodzeniem materiału. Zygzak objął dolną krawędź
i przytrzymał ją płasko –
mam nadzieję, że taki zabieg w zupełności wystarczy.
Później przyszyłam jeszcze haftkę – żeby przedłużyć żywot
zamkowi. Oczywistą oczywistością jest, że kiedy będę spodnie ubierać – to
najpierw zapnę haftkę, zbliżając w ten sposób brzegi zapięcia do siebie, a
potem dopiero chwycę za suwak zamka, żeby go pociągnąć do góry…
Niby oczywista oczywistość, ale wiele osób o tym zapomina
albo ignoruje taką potrzebę –
a potem psioczy na jakość zamków. Że pocięgło się
urwało, że ząbki się odczepiły albo wyrwały… A to nie zamka wina…
Ale to już chyba gderanie.
Czyli – czas kończyć. Do następnego razu!
A teraz – czas na reklamę.
Z kronikarskiego obowiązku śpieszę donieść, że wykorzystałam
materiały, które są do nabycia w moim sklepiku – półpergamin, termoninę, taśmę do stabilizowania szwów i zamek. Nici były ze starych zapasów, jak już
wspominałam ;-)
No i w związku z wyjazdem zawiadamiam, że między 26
października a 2 listopada nie będę dokonywać wysyłek towaru…