Takich
spodni zachciało mi się jesienią. Na zimę. Nawet szybko udało mi
się kupić materiał – dziwny, bo podobno mieszanka wełny z
elastanem. Że wełna – dało się poczuć po zamoczeniu ;-), że
elastan – czuje się naciągając materiał w obie strony. Zdaje
się tylko, że będzie miał tendencję do zaciągania, ale cóż...
Trudno...
Ale
dlaczego dopiero teraz zabrałam się do szycia? Tego najtęższe
umysły nie ogarną...Brak rozpędu zimą czy co? Ciekawe, jakie
będzie tłumaczenie latem...
/Aha –
kończę z pisaniem tekstu do zdjęć pod tymże. Spróbuję nad. Tak
się chyba lepiej czyta. Chyba.../
Przez
moment zastanawiałam się, którą stronę materiału wybrać jako
lewą... Takie pytania często się zdarzają. Która strona
materiału to prawa? Ta co w środku złożonego materiału czy na
wierzchu?
Co do
tego – jestem elastyczna. Poza oczywistymi oczywistościami – jak
sztruks, aksamit czy jeans, materiałami drukowanymi, poza
bawełnianymi płótnami, które z natury naturalnej przędzy miewają
drobne supełeczki czy kłaczki – z reguły na lewej stronie –
wybieram tę stronę, która mi się bardziej podoba.
Czy ten
materiał to rodzaj twillu? Pewnie tak, ale czy coś mnie ogranicza?
Obie strony są tak samo ładnie wykończone /żadnych
niedoskonałości/, jedna jest bardziej jakby w paski, druga –
bardziej jakby w jodełkę. Wybrałam jodełkę. Czyli – to po
prawej. Na żywo różnicę widać bardziej.
No i
wykrój – uparcie z Knipmode, majowego z 2012 roku, model 13.
Nie będą miały kantu, bo materiał nie rokuje ;-)
Nogawki
lekko zwężające się w okolicy kolana. A gdzie ja mam kolano? Na
pewno nie tam, gdzie jest ono na wykroju. Moje kolano byłoby w
okolicy łydki modelki... Muszę skrócić nogawki. O ile? Otóż –
nieistotne, jakiego jestem wzrostu. Istotne, jaka jest długość
nogawki – i to nie mierzona po wykroju, a podana w opisie. Długość
wewnętrzna – czyli mierzona od kroku w dół – 62 cm. Ja chcę
te spodnie mieć ciut dłuższe, niż na modelce... Wypadało
zmierzyć się od kroku do miejsca, w którym spodnie będą się
kończyły. Wyszło ok. 58 cm. Czyli muszę wykrój skrócić o 4
centymetry. Tylko absolutnie nie tnąc wykrój od dołu! Kolano musi
być na miejscu, szerokość dołu – jak w oryginale, forma musi
być zachowana. Zatem skrócę je o 2 centymetry gdzieś nad kolanem
i dwa gdzieś poniżej. No i tradycyjnie – o centymetr – półtora
w biodrach, bo to u mnie standard.
Poskracany
zakładkami tu i ówdzie wykrój tak wyglądał – aha, na bokach
nogawek będą rozcięcia. Udekorowane ;-) Dlatego dodałam na szwach
bocznych po 4 centymetry na podłożenie rozcięcia na długości ok.
22 cm.
Zanim
odpięłam papierowy wykrój – przyprasowałam paski sztywnika w
miejscach, które będę „obrabiała”, które w trakcie szycia
mogłyby się rozciągnąć /jak brzegi wlotów kieszeni czy okolice
zamka/ albo które będą lepiej wyglądały lekko usztywnione,
trzymające kształt /jak podłożenia rozcięć nogawek/.
Zaczęłam
od kieszeni – jak w spodniach z klapą. Zszywając worki kieszeni
zauważyłam pętelki z włókien materiału wypchnięte na lewą
stronę szwu – niechybny znak, że igła jest stępiona ;-)
Igła
wymieniona, kieszenie skończone, nogawki zszyte - czas na rozporek.
Zaprasowałam brzegi rozporka – jeden zgodnie z linią na
przedłużeniu szwu kroku, drugi – zgodnie z linią dodatku na
tenże szew. Czyli tworząc mniej więcej centymetrowej szerokości
podłożenie.
Nawet
nie sprawdzałam, jakiej długości zamek jest mi potrzebny.
Wyciągnęłam z zapasów pierwszy lepszy. Byle dłuższy, niż
długość rozporka. Bo tak wygodniej się szyje ;-) Nie trzeba
walczyć z szyciem tuż obok metalowych skuwek, skupiać się na ich
omijaniu, a zamek lekko i wygodnie da się skrócić. Jednym cięciem
nożyczek.
Przypięłam
zapięty zamek najpierw do zaprasowanego podłożenia tak, żeby
dolna skuwka była poniżej przyszłego szwu w poprzek zamka. Czyli
poniżej rozcięcia na zamek.
Przyszyłam
używając stopki do zwykłych zamków. Na górnej krawędzi
zaznaczyłam pionowo wpiętą szpilką, jak daleko ma sięgać
wierzchnia część rozporka. Żeby na całej długości zamka ta
odległość była taka sama. Przyłożyłam wierzchnią część
rozporka, spięłam szpilkami.
I
zszyłam, nie sugerując się deseniem na materiale – bo krawędź
rozporka nie przebiegała równolegle do pionowej nitki materiału.
Szyłam w równej odległości od ząbków zamka, w dalszym ciągu
stopką do zamków. Poprzeczny szew zamykający rozporek od dołu
przeszyłam około centymetra powyżej skuwki zamka. Miałam ją z
głowy.
Gdy będę
wykańczała górną krawędź spodni – rozepnę zamek, utnę za
długie końcówki i przeszyję go przyszywając pasek. Potem
zabezpieczy go dodatkowo szew wykańczający pasek od wewnątrz. To w
zupełności wystarczy.
Teraz
mogę spodnie przymierzyć. Ale muszę zszyć górne krawędzie
kieszeni z przodami spodni, a także ustabilizować górną krawędź
spodni. Materiał się rozciąga i przymiarka z rozwlekającym się
brzegiem nie ma najmniejszego sensu. Gdybym dopasowała mocno spodnie
na górnym brzegu – okazałoby się, że po wszyciu paska nie
weszłabym w nie ;-) Bo pasek będzie nierozciągliwy –
podprasowany sztywnikiem. Zatem – przeszywam całą górną krawędź
długim ściegiem maszynowym i ściągam dolną nitkę aż do
momentu, gdy materiał zacznie się marszczyć. To znaczy – tuż
zanim zacznie.
Przymiarka
wyszła nadspodziewanie dobrze – nic nie musiałam poprawiać ;-)
Postanowiłam jednak wykończyć pasek w sposób podpatrzony w
męskich spodniach garniturowych – to znaczy tak, żebym mogła z
łatwością regulować obwód paska w zależności od tego, czy
przytyję, czy schudnę ;-) Czyli – dobra metoda dla tych, którzy
zamierzają się odchudzać ;-)
Nitką w
kontrastowym kolorze ręcznie przeszywam sam materiał wierzchni /nie
łapiąc dodatków na szwy!/ drobnym ściegiem fastrygowym na
długości ok. 6 cm na środku tyłu, na linii, która będzie linia
wszycia paska /czyli po 3 cm z obu stron szwu środkowego/. Wyciągam
dłuższą pętelkę nitki nad tym szwem.
Rozcinam
szew tyłu na długości ok. 10 cm, rozcinając też pętelkę
czerwonej nitki.
Sam
pasek kroję tak, żeby na środku tyłu zostawić miejsce na szew.
Czyli kroję go z czterech części /pasek w tych spodniach ma
łukowaty kształt. Gdyby był prosty – kroiłabym go z dwóch
części. Plus wewnętrzna strona zamka, oczywiście./ Podprasowuję
sztywnikiem. Zszywam pasek na szwach bocznych, doszywam wewnętrzną
część paska na górnych krawędziach. Przyszywam do spodni
pilnując, żeby szwy nasadowe na środku tyłu pokryły się z linią
wyznaczoną przez czerwoną fastrygę. Wykańczam pionowe brzegi
paska.
Przy
okazji rozprawiam się z zamkiem.
Robię
dziurkę i przyszywam guzik, szykując się do ostatecznego ustalenia
obwodu paska.
Zaginam
pod spód i podszywam /ręcznie, jak sobie obiecałam/ wewnętrzną
część paska. Składam tył prawą do prawej i zszywam jednym
szwem pasek i szew tyłu. Jeśli schudnę albo spodnie się rozciągną
– zszyję go głębiej. Jeśli przytyję – popuszczę... Do
sprucia będę miała tylko szwy mocujące krawędzie paska wewnątrz
i kawałek szwu środkowego.
Teraz –
rozcięcia na dole nogawek, które wykończę szwem w narożniku.
Tu
zaczyna się geometria i trzeba być ściśle dokładnym, żeby nie
pruć wszystkiego i nie zaczynać od nowa. Jeśli wszystko zrobi się
jak trzeba – rozcięcie będzie równiutkie, szwy – piękne i to
bez poprawek!
Dół
spodni na rozcięciach musi być idealnie równy. Dolne krawędzie
muszą się idealnie pokrywać.
Zaprasowuję
brzegi rozcięcia. Na przedniej części nogawki – równo z
pionowym szwem, na tylnej – tylko na centymetr. Przy okazji widać,
że trzeba powalczyć z dodatkami na szwach bocznych. Od góry
spodni biegną one skierowane oba do tyłu, w okolicy rozcięcia –
będą oba do przodu, a ja nie lubię takich przekładających się i
wypuczających na szwach dodatków. Zatem tuż nad krawędzią
rozcięcia nacinam je linią skośną aż do linii szwu. Dlaczego
linią skośną? Bo ze swojej natury materiał cięty pod skosem
mniej się strzępi. Całe nacięcie obrzucam zygzakiem, a jego górną
część delikatnie podszywam do wierzchu niewidocznymi ściegami.
Zaprasowuję
do góry 3-centymetrowe podłożenie. I znów bardzo dokładnie
kontroluję, żeby po złożeniu całości krawędzie były idealnie
równe.
Teraz
będę zszywać narożniki.
Składam
podłożenie dołu tak, jak będzie przebiegało, zaznaczając
szpilką na brzegu rozcięcia, dokąd będzie sięgało.
Rozkładam.
Teraz składam podłożenie rozcięcia zaznaczając na krawędzi
dołu, dokąd będzie sięgało.
Szpilką
wpiętą skośnie zaznaczam przyszły róg dolnej krawędzi –
miejsce przecięcia się zaprasowanych brzegów.
Składam
całość tak, żeby punkty zaznaczone wcześniej na krawędziach
nałożyły się na siebie, a brzeg złożył się na rogu.
Przeszywam
od rogu punktów na krawędziach do rogu.
Składam
i zaprasowuję dodatki na szwy. Jeśli materiał jest gruby – można
je przyciąć.
Wywijam
na prawą stronę – i proszę. Idealny narożnik. Jedna krawędź ma
4 cm, druga – 3, a szew biegnie równiutko od rogu do miejsca
stykania się obu.
To samo
robię na drugiej części rozcięcia. Tam asymetria krawędzi jest
jeszcze bardziej widoczna, a szew i tak jest idealny ;-)
Podłożenie
i rozcięcia podszyłam oczywiście ręcznie.
Gdzie
ten tytułowy bling?
Ano –
tu ;-) Rozcięcia są prawdziwe, ale zszyte na stałe guzikami. Miały
być duże i błyszczące ;-) Może są trochę „za”, ale kupiłam
tez inne guziki, mniej efektowne – i spodnie od razu posmutniały...
Takie
mają być! Połyskujące i przyciągające oko!
Może i
dobrze, że spodnie okazały się wiosenne, a nie zimowe – miałabym
problem z doborem butów, a tak – jakiś wybór jest ;-)
Najbardziej jestem zadowolona, że spodnie leżą idealnie –
żadnych poprawek, nic, absolutnie nic nie musiałam przy nich dłubać
– oprócz skracania tu i ówdzie!
A
materiału jeszcze mi zostało – powinno starczyć na żakiet ;-)
Już mi nawet chodzi po głowie... Już wiem, jaki bym chciała...
Oby tylko spodnie się nie „znosiły”, zanim uszyję żakiet ;-)