Obserwatorzy

wtorek, 16 października 2012

Spodnie z klapą – czyli słów parę o pozycjonowaniu igły




Nareszcie mogłam uszyć coś bez konkretnej potrzeby! Pomijając naturalną potrzebę posiadania kolejnej części odzieży… Ciucha… I na tym chyba ogólnopolskie słownictwo się kończy… Trochę szkoda, bo „odzież” brzmi bardzo oficjalnie i – używane na co dzień – sztucznie, a „ciuch” z kolei – za bardzo potocznie, w dodatku sugerując strojność i efektowność opisywanej rzeczy… No i na przykład nie bardzo pasuje do – dajmy na to – płaszcza czy spodni właśnie…

Jakieś inne rozwiązania? Bo mnie trochę chyba „przytkało” ;-)

Po przerzuceniu kupki żurnali znów zdecydowałam się na Knipmode, tym razem z maja 2012 i model 20.




Czy też lubicie taką prezentację, jak na zdjęciu? To jedyne zdjęcie tych spodni w czasopiśmie. Żadnych sugestii na temat szerokości nogawek, wysokości paska, obszerności w biodrach… Nic… Kocham to odwrotnie… Dobrze, że rysunek jest ;-)

Zadanie na dziś takie, jak zwykle – dostosować spodnie do sylwetki… Jak często to ostatnio bywa – „dorobiłam” sobie kolejny rozmiar – będzie widać kropeczki na częściach wykroju ;-)



Muszę skrócić spodnie w części biodrowej – bom niska. Wypróbowałam już nieraz, że muszę skracać zaszewki w spodniach i spódnicach, więc składam formę na takiej wysokości, żeby linia złożenia przebiegała na wysokości zaszewki, skracając ja zawczasu. Składając zwracam uwagę, by nie zakłócić przebiegu linii kierunku nitki.



Składam jeszcze raz – robiąc zakładkę o szerokości ok. 0,7 cm – bo już wcześniej na sobie wypraktykowałam, że powinna to być wystarczająca szerokość. W sumie – skracam część biodrową spodni o ok. 1,5 cm.



Tak to mniej więcej wygląda po złożeniu. Zaszewka będzie miała minimalnie inny przebieg, ale w zasadzie jest mi potrzebna tylko sugestia, gdzie ma się zacząć i skończyć ;-)

Ten sam manewr powtórzyłam na części przodu, na mniej więcej /jak się okazało – mniej niż więcej/ podobnej wysokości /odległości od górnej krawędzi/.



Formę przodu jeszcze trochę bardziej pomasakrowałam. Postanowiłam pójść za sugestiami Burdy odnośnie szycia spodni dla osób z brzuszkiem /bo takowy posiadam i spodnie nie zawsze leżą na mnie zadowalająco. Tzn. – kupne – w zasadzie nigdy ;-)/

Pocięłam formę przodu zgodnie ze wskazówkami i rozsunęłam go, jak nakazano – przedłużając linię szwu środka przodu o 0,5 cm.  Dodatek w pasie /w formie niby-to-zaszewki/ utworzył się sam.

I tu pcha się na usta pytanie - po co najpierw skracałam, żeby potem wydłużać? Ale - skracałam całe części przodu i tyłu - od szwu do szwu, a wydłużyłam - sam przód, dokładniej - najbardziej wydłużyłam środek przodu, ale boczne szwy nie zostały naruszone... I kiedy sobie przypomnę niektóre boje ze spodniami - kojarzy mi się, że kiedy spodnie idealnie leżały z przodu, to na bocznych szwach czasami tworzyły się fałdy - czyli długość linii szwu bocznego była za duża...



Poukładałam na sobie wszystkie części spodni, które zostaną naruszone tymi cięciami – tj. worek kieszeniowy z częścią boczną oraz boczną przednią część paska. Zaznaczyłam na czerwono, gdzie mają przebiegać cięcia.



Upinając części form na materiale i przygotowując je do skrojenia pilnowałam, żeby porozsuwać je na tę samą szerokość.



Zanim zabrałam się za obrzucenie brzegów ciętych kieszeni – przykleiłam po lewej stronie paski sztywnika szer. ok. 3 cm. W trakcie obrzucania i szycia te ucięte pod skosem w stosunku do przebiegu nitek materiału krawędzie na pewno rozciągnęłyby się i zdeformowały. Ważne, żeby zabezpieczyć je przed tym odpowiednio wcześnie.



Worek kieszeni przyszyłam do przodu spodni prawą do prawej, następnie odwróciłam na prawą stronę, zaprasowałam i przestębnowałam.

Tu warto zwrócić uwagę na pewien drobiazg…



Otóż często się zdarza, że stębnując taki brzeg kieszeni czy innej części – tzn. krojony pod skosem – materiał między krawędzią a stębnówką faluje się i nie da się tego rozprasować.



Wystarczy taką stębnówkę spruć i przeszyć ją w drugą stronę… Te dwa zdjęcia różnią się od siebie tym, że jedna stębnówka była szyta z góry do dołu, a druga – z dołu do góry…



Przyszyłam drugą część worka kieszeni /z częścią boczną/ - tylko do zaznaczonego na wykroju miejsca, zostawiając nie zszyte brzegi, podwinięte na 0,5 cm.  Powinnam podłożyć je na całą szerokość dodatku na szwy, ale doszłam do wniosku, że to niepotrzebnie przedłużyłoby linię, wzdłuż której przebiega dodatkowa warstwa materiału. Do szczęścia mi niepotrzebna. ;-) Dzięki tym rozcięciom środkowa część przodu będzie się odchylała jak klapa – żeby móc spodnie ubrać ;-)

Zszyłam nogawki spodni – najpierw szwy boczne, potem środkowe i na końcu – szew kroku.



Pasek znów wszyłam po swojemu… Podobnie jak odszycia dekoltu w sukience… Najpierw zszyłam górne krawędzie poszczególnych części paska /tzn. zszyłam wierzchy ze spodami wzmocnionymi sztywnikiem/. Górne krawędzie zaprasowałam tak, żeby wierzch wysunąć 1 mm ponad linię szwu. Będą „okrąglejsze”, bardziej obłe. W zasadzie – powinnam o tym pomyśleć na etapie krojenia i skroić wierzchy szersze o jakieś 2 mm – cóż, szerokość gotowego paska będzie o ten nieszczęsny milimetr mniejsza.




Środkową wierzchnią przednią część paska przyszyłam do przedniej części spodni prawą do prawej. Dopiero potem zszyłam szwy pionowe – w zasadzie miałam do wyboru – czy szyć te szwy jak przedłużenie linii kieszeni, czy możliwie prostopadle do górnej krawędzi paska. Wybrałam ten drugi wariant.

Pasek tyłu i części boczne paska najpierw przyszyłam do górnej krawędzi spodni – osobno, dopiero potem zszyłam je ze sobą.




 
Tu widać, że mści się zmiana szerokości podwinięcia dodatku na szew w worku kieszeni – muszę zmniejszyć dodatek na szew bocznej części paska i szyć w połowie jego szerokości. I tu mała dygresja…

Maszyna radzi sobie lepiej z transportowaniem materiału, gdy stopka dociska materiał równomiernie. Gdy cała leży na materiale, a nie częściowo wisi w powietrzu. Można to porównać z jazdą samochodem po drodze z koleinami i wybojami. Autem rzuca na prawo i lewo. Narzekamy wtedy na drogę, czy na samochód? Taką sytuację miałabym właśnie teraz. Warto wtedy skorzystać z opcji pozycjonowania igły – o ile maszyna ją posiada. Moim zdaniem jest to jedna z koniecznych funkcji. Stopka sunie wzdłuż krawędzi materiału, a igłę przesunęłam w prawo. Widać centralne nacięcie na stopce…



Tę samą funkcję wykorzystałam przyszywając spodnią część paska – szyjąc w rowku szwu nasadowego /łączącego część „spodniową” z wierzchnią częścią paska/. Wykorzystałam stopkę do ściegu owerlokowego – ma ona wysuniętą do przodu płozę, która w zasadzie służy do zawijania niteczek i nierówności materiału przed obrzuceniem krawędzi zygzakiem czy ściegiem owerlokowym – ale w tym wypadku pomaga utrzymać linię szycia. Sęk w tym, że nie można używać tej stopki szyjąc ściegiem prostym z igłą ustawioną centralnie – bo igła natychmiast uderzyłaby w „mostek” rozluźniający ścieg owerlokowy… Wystarczyło przestawić igłę…

Oczywiście, pozycjonowanie igły pomaga też w obszywaniu stębnówkami – w niestandardowej odległości od brzegu materiału. Wystarczy wybrać pozycję igły i stębnując prowadzić stopkę przy samym brzegu. Jest też bardzo przydatne przy naprawach – gdy trzeba poprowadzić szew blisko stałej, niemożliwej do usunięcia przeszkody – np. zatrzasku czy nitu.



Albo – w trakcie szycia wzdłuż brzegu obrzuconego owerlokiem – żeby trzymać się odległości od brzegu, a żeby stopka przy tym nie była „podważona” z jednej strony zgrubieniem owerlokowych ściegów.

Wracając do spodni… „Dzięki” ich krojowi – tzn. zapięciu w formie klapy – nie mogłam ich przymierzyć na żadnym wcześniejszym etapie… Dopiero po wszyciu paska, czyli praktycznie na samym końcu, gdy wszystko było już pozszywane i niemal wykończone. Ale – okazało się, że oba manewry z modelowaniem form zdały egzamin na piątkę! Zaszewki z tyłu kończą się, gdzie powinny, nie ma fałdki pod paskiem z tyłu, obwód w pasie – idealny, bez poprawek, a same spodnie nie są za krótkie z przodu, na brzuchu… Bo gdy są za krótkie – to mają tendencję do zjeżdżania w dół, wtedy albo próbuje się dopasować je paskiem, który wtedy pije, brzuch robi się bardziej wypukły, zaszewki czy zakładki źle się układają… Albo podciąga się spodnie do góry – i wtedy tworzą się skośne fałdy od środka przodu w kierunku na boki…

Natomiast – miałam problem z tzw. „camel toe”… Chyba oczywiste, że nie zaprezentowałam defektu na zdjęciu ;-) Przy okazji znalazłam bardzo ciekawy artykuł na temat tej przypadłości – dementujący pogłoski, jakoby działo się to, gdy ktoś próbuje się wbić w za ciasne spodnie. No bo jak za ciasne, skoro jest nadmiar materiału z przodu? A to jest błąd w konstrukcji spodni, mający zmniejszyć ilość materiału zużywanego na etapie krojenia spodni. Efekt bardzo pożądany w przypadku produkcji masowej, ale czemu – u licha – coś takiego ma miejsce w żurnalu dla amatorek? Odpowiedzią może być – sugestia zakupu mniejszej ilości materiału… To może mieć jakiś sens… Ktoś zastanawiający się nad kupnem materiału na spodnie przychylniejszym okiem spojrzy na sugestię kupna 40 cm mniej…  No nie wiem zresztą… To moje pierwsze spodnie z Knipmode – może jestem niekompatybilna?

Artykuły na temat „camel toe” znajdują się na blogu „Fashion Incubator”.






Tu na zdjęciu – poszczególne etapy walki o optymalny szew środkowy… Nadmiar materiału po przymiarkach oczywiście wycięłam, bo ciągnąłby niemiłosiernie…

Jeszcze może parę uwag końcowych – w większości przypadków dodatki na szwy rozkładam na dwie strony szwu, ale wyjątek robię m.in. dla zewnętrznego szwu nogawek spodni z ciętymi kieszeniami.  Nie ma co się męczyć z zaprasowywaniem na bok grubej krawędzi kieszeni, która i tak będzie miała tendencje do wykręcania się z powrotem i odstawania. Obrzucanie obu krawędzi osobno też nie ma sensu – z tego samego powodu. Pilnuję się bacznie podkładając dolne krawędzie nogawek – rozkładając szwy wewnętrzne i zwracając uwagę, w która stronę skierować dodatki zewnętrznego szwu. Nie cierpię, jeśli przy prasowaniu „kupnych” spodni okazuje się, że tego nie przypilnowano… A stębnowanie dołu spodni zaczynam zawsze od szwu wewnętrznego, żeby zejście stebnówki nie wypadło na zewnątrz…



No i tu nieszczególnie efektowne zdjęcie finałowe. Spodnie okazały się wygodne, w sam raz szerokie…Na swoją obronę dodam, że materiał to niezbyt gruba bawełna z czymś sztucznym /stąd pewnie te kłaczki widoczne na niektórych zdjęciach/ - generalnie materiał na tyle lekki, że nie chce opadać w dół i stąd tworzą się fałdy. No i nie będę ich nosić tak, jak na zdjęciu, a zawsze przysłonięte wyłożoną na wierzch bluzką czy innym „topem” ;-)  Po prostu – chciałam pokazać spodnie tak, jak wyglądają – a mogłam założyć do nich tunikę do pół uda i usiąść na krzesełku… Zdjęcie byłoby wtedy „jak z żurnala”… ;-)