Chłodno się zrobiło, chodzić
nie ma w czym… To znaczy – ma, ale jakoś tak się stało, że w szafie same
kurtki. A kurtka nie zawsze pasuje… Nie ma co, trzeba uszyć płaszcz.
Miałam w zapasie resztki /ha
ha, resztki!/ ciepłego wełnianego flauszu w prążki. Resztek okazało się na tyle
dużo, że skroił się z nich płaszcz do kolan ;-) Co prawda – krojąc kołnierzyk i
stójkę skapitulowałam i jedną warstwę musiałam skroić z dwóch części, ale to
żaden problem. Nie wiem, z czego się bardziej cieszę – z nowego płaszcza, czy
ze znaczącego ubytku w zapasach materiałów ;-)
Na warsztat znów wzięłam
Knipmode – z listopada 2011 – i płaszcz
„wielowariantowy”.
W sumie – pokombinowałam go
jeszcze inaczej – z pierwszego od góry usunęłam wszelkie falbanki /to za bardzo
trąci ubiegłym sezonem ;-)/ i dodałam pasek z trzeciego.
Przody podprasowałam sztywnikiem,
dodałam go też wokół główki rękawa na rękawach właśnie i na formach tyłu.
W pionowych szwach płaszcza
ukryte są kieszenie zapinane na zamki. Zdecydowałam się na zamki kryte, bo
chcę, żeby były jak najmniej widoczne.
Zszyłam szwy poniżej i powyżej wlotów kieszeni, nie
doszywając ich jednak do samych punktów wyznaczających je. Wygoda szycia przede
wszystkim. Brakujące 2-3 centymetry szwu
doszyję sobie po wszyciu zamka.
Dla własnej wygody użyłam
zamków dłuższych niż otwory wlotów kieszeni. Będzie je łatwiej wszywać. Po obu
końcach zamka będę miała po ok. 2 cm zapasu – nie będę zmuszona szyć tuż przy
zakończeniach. Przypięłam zamek z jednej strony do wlotu kieszeni, a patkę
wystającą z drugiej strony przypięłam sobie odsuwając ją na bok z pola szycia.
Użyłam stopki do zamków
krytych. Widać, jak taśma z ząbkami zamka wsunięta jest w rowek stopki.
Gdybym przyszywała zamek do
cieńszego materiału – podważyłabym tą taśmę odkręcając ją do góry – żeby
maszyna szyła jeszcze milimetr bliżej taśmy, ale w przypadku tak grubego
materiału to naprawdę nieistotne…
Zapięłam zamek i przypięłam
jego taśmę do patki po drugiej stronie wlotu kieszeni.
Druga strona zamka – i taśma
zamka wsunięta w drugi rowek stopki.
Doszywam brakujące fragmenty
szwu łączącego części przodów powyżej i poniżej wlotów kieszeni.
To jest stopka przeznaczona
w zasadzie do wszywania zwykłych zamków, ale świetnie się sprawdza jako stopka
do szycia w „trudnych” miejscach – tam, gdzie zwykła stopka po prostu jechałaby
przekrzywiona albo wręcz nie mieściłaby się. Skorzystałam też z funkcji
pozycjonowania igły, o której to funkcji pisałam w poście o spodniach.
I zamek wszyty.
Zabezpieczony rygielkami po obu jego końcach.
Czas na worki kieszeni.
Skroiłam je z czegoś w rodzaju atłasu – z jednej strony śliskiego jak
podszewka, z drugiej – matowego i niemal „flanelowatego”. W takim przypadku
trzeba pamiętać, żeby worek kieszeni ułożyć śliską stroną do materiału
wierzchniego – oba materiały nie będą się zaczepiały i haczyły, a kieszeń nie
będzie się podwijała i nie trzeba będzie jej poprawiać po każdym wyjęciu z niej
ręki.
Jeden worek przyszyłam do
jednej strony wlotu kieszeni, przeszywając patkę razem z taśmą zamka. Drugi
szew po wierzchu będzie trzymał worek kieszeni na miejscu i nie będzie się on
wkręcał w zamek przy rozpinaniu.
Drugą część worka kieszeni
skroiłam dodając ok. 1,5 cm przy wlocie. W tym przypadku autorzy wykrojów
postąpili dokładnie odwrotnie do autorów wykroju, z którego korzystałam szyjąc
kremową kurtkę. Tam zapas ten był już dodany do wykroju i krojąc drugą część
worka kieszeni musiałam go odciąć.
Po przyszyciu worka kieszeni
do taśmy zamka z drugiej strony – zszyłam razem obie części.
Teraz mogę już włożyć
chusteczkę do kieszeni. Kieszonki raczej, bo nie jest duża – ale to wynika
akurat z odległości do krawędzi zapięcia…
Tym razem szyjąc płaszcz
postanowiłam trzymać się zasady – najpierw wykańczamy dekolt, potem bierzemy
się za rękawy. A zasada ta jest niegłupia. Często bardzo nas interesuje ogólny
obrys sylwetki, to, jak będziemy w gotowej rzeczy wyglądać. A tymczasem –
wszyte rękawy stanowią jednak spore obciążenie dla niewykończonego dekoltu,
który ma zawsze skłonności do rozciągania się i deformacji podczas przymiarek.
A to jest potem bardzo trudne do poprawienia… O ile w ogóle możliwe w
niektórych przypadkach… Poza tym – mniej będzie do wywracania i wywijania w
trakcie pracy nad kołnierzykiem na stójce. A biorąc pod uwagę, że mój płaszcz
jest odcinany w pasie, a doszycie dołów zostawię sobie na sam koniec – będzie
mi się całkiem lekko pracowało ;-)
Początek szycia kołnierzyka
całkiem podobny, jak w przypadku kremowej kurtki. Zewnętrzne krawędzie jednej
części skroiłam szersze, za to zszyłam je z jednakowymi dodatkami na szwy.
Powstał zapas na dole kołnierza.
Aha – sztywnik naprasowałam
na część wewnętrzną – tę, która będzie stanowiła podporę.
Spinam ze sobą obie
krawędzie dołu tak, by zlikwidować różnicę w zapasie – podsuwając nadmiar
materiału w kierunku szwu górnego i tworząc fałdę. Oczywiście, nie jestem tego
w stanie zrobić na całej krawędzi, bo brzegi kołnierza już są zszyte. W
zasadzie dolną krawędź można na tym etapie przeszyć. Ja jednak zostawiłam ją
spiętą.
Przypinam teraz kołnierz
prawą do prawej do jednej części stójki. Do spodniej części, podprasowanej
sztywnikiem.
I – znów prawą do prawej –
przypinam drugą część stójki. Zszywam wszystko razem jednym szwem.
Pionowe szwy stójki zszywam
ma końcu. Mogę sobie na to pozwolić, bo w moim płaszczu krawędź kołnierza jest
w jednej linii z krawędzią stójki. Stójka nie jest zapinana. I znów w ruch
poszły stopka do zamków i pozycjonowanie igły.
Wykrój płaszcza nie
przewidywał osobno krojonego obłożenia na karku. Ja jednak postanowiłam to
dodać, bo płaszcz ocieplę pikowaną podszewką i nie chcę mieć na karku grubych
zwałów szwów. Z tego też powodu stójkę przyszyję nie jednym szwem, a obie jej
warstwy osobno.
Obłożenie tyłu skroiłam wg
formy tyłu, dopasowując jego szerokość do szerokości obłożenia przodu. Jak w
sukience na specjalną okazję. Na obłożenie naprasowałam od lewej strony
sztywnik. Przyszywam krojone oddzielnie obłożenia przodu do krawędzi zapięcia,
zszywam szwy ramion na obłożeniach.
Przyszywam zewnętrzną część
stójki do wierzchniej części płaszcza. Porównując długość nasady stójki do
długości krawędzi wierzchu płaszcza przy szyi wydaje się, że tego wierzchu jest
za mało, że stójka jest dłuższa…
/Przepraszam za jakość
zdjęcia. Jakoś jej nie zauważyłam w okienku aparatu…/
Natomiast po ułożeniu obu fragmentów
w sposób, w jaki będą się układały na ciele /wokół szyi/ okazuje się, że ten
nadmiar gdzieś zniknął… To wynika z grubości materiału. Wewnętrzny obrys
krawędzi jest sporo mniejszy od zewnętrznego. To jest przykładem na to, że
szycie ma sobie coś z rzeźbiarstwa i niektóre z czynności trzeba po prostu
wykonać w ręku, a nie płasko rozkładając elementy na stole i próbując je
ujarzmić…
Teraz przyszyję obłożenie
przodu do części wierzchniej przodu, przy kołnierzyku, nie doszywając go do
samego kołnierzyka. Znów – z powodu grubości materiału.
Powstały róg przytnę blisko
szwów.
Przyszywam wewnętrzną część
stójki do obłożeń.
Maszyny różnie sobie radzą
ze zszywaniem grubych materiałów. Najczęściej mimo fastrygowania czy spinania
szpilkami jedna część przesuwa się w stosunku do drugiej. Pomaga prowadzenie
materiału w taki właśnie sposób – podając go łukiem z góry przed stopką.
I tak to wygląda po zszyciu.
Pośrodku widać dodatki na szwy stójki i kołnierzyka zszyte razem, u góry i u dołu
– części stójki przyszyte osobno do wierzchu płaszcza i obłożeń.
Gdybym chciała wszyć stójkę
do płaszcza jednym szwem – miałabym do pokonania tyle warstw materiału . I tak
gruby wałek dodatków na szwy…
Tymczasem – nacinam dodatek
na szwy na obłożeniu i odpowiadający mu dodatek na wierzchniej części płaszcza
– i rozprasowuję szwy nasadowe stójki na płask, skierowując dodatki w przeciwne
strony. Najbardziej skrajne dodatki na szwy skierowane są teraz na zewnątrz od
stójki, leżą odpowiednio na wierzchu płaszcza i na obłożeniach.
I do zszycia mam właśnie te
dodatki – jak najbliżej szwów nasadowych stójki. Aż tak udało mi się dzięki
temu zmniejszyć grubość tego szwu…
Gotowy kołnierz /szwy ramion
płaszcza są wg projektu przesunięte do przodu/.
Teraz zajmę się rękawami.
Składającymi się z dwóch części. Po zszyciu szwu łączącego wyglądają tak:
Widać, że nie mogę tak po
prostu podwinąć rękawa, bo poszerza się on do góry i brakuje szerokości na
dolnej krawędzi…
Wszywam go więc do pachy,
decyduję na tym etapie, czy chcę wszyć poduszki, czy nie /a chcę – małe, ale
chcę/, wpinam poduszki i dopiero teraz ustalam sobie długość rękawa – plus 4 cm
na podłożenie. Przez całą szerokość podłożenia przeszywam oba szwy
„popuszczając” maksymalnie dodatek na szwy – żeby przedłużyć obwód krawędzi
rękawa, żeby można go było następnie wygodnie i bez fałd podszyć.
Jak widać – udało się.
Do główki rękawa wszywam
pasek ociepliny – wypełni ona główkę i zapobiegnie „zapadnięciu się” rękawa
poniżej szwu nasadowego. Powinien być wszyty tak, żeby razem z dodatkami na szwy utworzyć „schodki”.
Mocuję poduszki.
Pozszywałam wszystkie części
płaszcza w całość, tzn. do uszytej wcześniej góry /do talii/ dołączyłam zszyty
osobno dół. Pozszywałam części z ocieplanej podszewki.
Podszewkę doszyłam do
obłożeń płaszcza.
Wzdłuż krawędzi podłożenia
rękawów przyprasowałam sztywnik. Pora
zająć się wyznaczeniem długości rękawa z
podszewki i przyszyciem go do podłożenia. Spięłam obie warstwy rękawa na
szczycie główki i na dole rękawa.
Różowa szpilka – to krawędź
podłożenia… Seledynowa – linia szwu łączącego obie części.
Widok od środka – szpilka w
głębi to seledynowa – czyli linia szwu. Trzeba dodać zapas na szew i ok. 1 –
1,5 cm zapasu na luz. Szpilka różowa wyznacza teraz linię dolną podszewki.
Muszę teraz wywrócić obie
części i dostać się do rękawa od lewej strony, wsuwając rękę wzdłuż szwu
bocznego, między podszewkę i wierzch płaszcza. Żeby mi się przy tym rękawy nie
przekręciły względem siebie – spinam odpowiadające sobie szwy podszewki i
wierzchu.
Po wywróceniu całości
przepinam szpilkę i wsuwam rękaw z wierzchniego materiału do rękawa z
podszewki. Zszywam szwem dookoła, a podłożenie mocuję do wierzchu luźnym,
szerokim ściegiem krzyżykowym.
Od lewej strony mocuję
luźnymi ściegami rękaw podszewki z rękawem wierzchnim w okolicy pachy oraz
szczytu ramienia, zszywając dodatki na szwy.
Teraz dół płaszcza –
przypinam dolną krawędź na szerokość podłożenia i zaprasowuję.
Szpilki przypięłam inaczej,
niż do szycia – i uważam, żeby nie najechać na nie żelazkiem. Mogą zostać
odciśnięte ślady na tkaninie, już nie do naprawienia…
Przyprasowałam pasek ze
sztywnika do wierzchu, wzdłuż krawędzi
podłożenia.
A teraz muszę trochę skrócić
podszewkę. Do tej pory była długości wierzchu płaszcza, nie chcę jednak, żeby
spod niego wystawała… Składam ją na pół i ścinam – na środku tyłu jakieś 2,5
cm, schodząc do zgubienia przy odłożeniach przodu.
Przyszywanie jej do dolnej
krawędzi wygląda właściwie tak samo, jak w przypadku kremowej kurtki, ale nieco
inaczej podcinam róg na dole – stopniując go, gdyż materiał jest gruby.
Krawędź podłożenia mocuję do
wierzchu tak, jak w rękawach – luźnymi i długimi ściegami ręcznymi…
Podszewka, której użyłam,
jest ocieplona w zasadzie symbolicznie – toteż mogłam sobie pozwolić na zszycie
jej z wierzchem. Gdyby jednak była gruba – to lepiej byłoby podłożyć tylko
wierzch płaszcza, a podszewkę skrócić,
podłożyć i przymocować luźnymi rygielkami do pionowych szwów dołu płaszcza –
żeby nie uciekała za wysoko i nie odsłaniała lewej strony wierzchu.
Coraz więcej zdjęć mi się
„cyka” z każdym następnym postem… Czyżbym zmierzała do czegoś w rodzaju
komiksu?
Przydałyby się zdjęcia gotowego
płaszcza ;-) Pojawią się, gdy tylko zorganizuję sesyjkę ;-)