Obserwatorzy

wtorek, 7 czerwca 2016

Jak tu zacząć na nowo i nie dać się wykończyć...

Jak tu zacząć na nowo... :-)

„Po długiej i ciężkiej chorobie...” Oj, brzmi jak nekrolog, a ja się postanowiłam „tam” jeszcze nie wybierać... Roku, który za mną, nie da się wymazać z kalendarza i z pamięci,

ale patrzmy przed siebie, nie w tył...

W każdym razie wracam do bloga. Wszystko na to wskazuje, że skończyły się wymówki.
Póki co – nie szyłam sama, pokazywałam palcem, pomagałam upinać, podtrzymywałam na duchu /tego ostatniego było chyba najwięcej :-) /.


Szyła Młoda Adeptka, czyli w skrócie M.A. Kroiła, szyła, psuła i naprawiała. Grunt że się udało uratować sukienkę dla Jeszcze Młodszej /J.M./.


A zaczęło się tak...


Wykrój na tunikę z Ottobre. I tu od razu uwaga...


Stara, dobra Burda, Knipmode czy Boutique przy wskazaniu materiału użytego 

do wykonania danego modelu – jeśli zachodzi potrzeba szycia wyłącznie z dzianin – 
w opisie zawierają ostrzeżenie „Model szyć wyłącznie z materiału elastycznego”. Albo coś w ten deseń. Nie znam włoskiego ani niderlandzkiego, ale zapala mi się czerwone światełko na widok słów w rodzaju „esclusivamente con il tessuto sopraindicato” albo „dit model is aleen geschickt voor rekbare stof”. Nawet nie znającemu języków – no dobra, obiłam się kiedyś o łacinę, nieco mocniej o niemiecki i mogłam sobie przez porównanie „przetłumaczyć” - więc nawet nie znającemu języków te zwroty sugerują, żeby absolutnie nie próbować szyć tego ze stabilnych tkanin...

W Ottobre takich wskazówek brak. Co jest wielkim minusem. Trzeba się raz sparzyć, żeby się przekonać, że jeśli w Ottobre coś jest uszyte z dzianiny rozciągającej się w granicach

30 % - to nie wolno brać w ręce niczego innego. /W Burdzie zdarza się, że model zamieszczony w czasopiśmie jest uszyty np. z dzianiny, ale inne dopuszczalne materiały nie muszą być elastyczne, bo konstrukcja na to pozwala.../

Sparzenie się polegało właśnie na tym. Na skrojeniu tuniczki z tkaniny, nie z dzianiny. 

Do tego doszła nadmierna skłonność do cyzelowania /”zaczęłam wyrównywać, bo chyba krzywo skroiłam”/, która doprowadziła praktycznie do ścięcia zapasów szwów tyłu... Czyli odjęło to kolejne 2 cm... Do tego – zapas na szwy został skrojony w wielkości połowy szerokości stopki, nie standardowego centymetra /”bo wygodniej mi się szyje, kiedy brzeg stopki sunie po brzegu materiału”/ - czyli straciłyśmy możliwość poszerzenia tuniki 
o brakujące 2 cm, o które mogłybyśmy „odchudzić” zapasy...

Przymiarka na JM – katastrofa. Wąska, ciasna rura, podnosząca się na kuperku wzbogaconym o pieluszkę, a przez to wpływająca bardzo niekorzystnie na „łezkę” zapięcia z tyłu. Garb z materiału i tyle...


„Ja to wyrzucę chyba”. Kurczę, po to trzymałam ten kawałek materiału przez 20 lat, żebyś go teraz wyrzucała? Po moim trupie... :-)


„Spróbuję zrobić z tego koszulkę i utnę dół.” No i co to dało? Zupełnie nic... Dalej kicha, leży jak leżało...


„Wyrzucę”. Jeszcze czego...


Zaczynamy ratować...


W boki wstawimy kliny z innego materiału, dół doszyjemy z powrotem do góry, zasłonimy to
koronką, którą ozdobimy też i dolną krawędź... Przy okazji odetniemy zapasy szwów dekoltu i łezki, bo wykończone mają być lamówką ze skosu, więc zapasów tam być nie może.
Aplikacja naszyta na samym początku zmagań, kiedy wydawało się, że co tam, taka prosta
tuniczka... /zdj.1/



zdj.1

Kliny w kształcie prostokąta zostały wszyte tak, żeby górna krawędź klina wystawała jakieś 2-3 cm powyżej dolnego punktu pachy. Zostaną później rozłożone na boki i zależało nam na tym, żeby obszywając pachy lamówką złapać w całości i klin. /zdj.2/



zdj.2


O to właśnie chodziło. Kliny po spięciu wypełniły pachę, wytniemy za chwilę nadmiar materiału. Kliny muszą na górnej krawędzi mieć taki kształt, jak otwór pachy. A tak było najłatwiej do tego dojść. /zdj.3/



zdj.3

Więcej zdjęć M.A. nie zrobiła. 


Po przymiarce na JM okazało się, że wszycie klinów uratowałosukienkę. Po wielu „nie dam rady”, „to się nie da”, „szyłam jak po jeżu” /to z powodu ilości szpilek :-)/, „nie wyjdzie mi”, „krzywo zszyłam”, „chyba schrzaniłam” oraz ostatecznym "albo ja ją wykończę, albo ona mnie", po dodaniu „półrękawków”, wykończeniu pach i obszyciu dekoltu i łezki lamówką – jest sukienka :-) /zdj. 4 i 5/. Miała swoją premierę na urodzinach Babci :-)



 zdj.4

zdj.5

Dumna jestem z mojej M.A. :-) Z jej uporu i determinacji. :-) Cała ja... :-)

19 komentarzy:

  1. Witaj po przerwie;) Sukieneczka pięknie uratowana - brawa dla M.A. i jeszcze większe brawa dla Ciebie Aniu!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Miło wrócić na stare śmieci! Dziękuję i pozdrawiam :-)- Ania

      Usuń
  2. Cieszę się, ze wrocilaś. Podziwiam Was obie za upór w ratowaniu sukieneczki i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj z powrotem :) Miała być tunika, wyszła śliczna, oryginalna sukieneczka. Upór i wiedza - niebezpieczna mieszanka. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że jesteś z powrotem :)
    Dobrze, że obydwie jesteście uparte i tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaramy się! Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  5. Gratulacje dla Was obu. Krawcowa musi być kreatywna i wytrwała. A dla mnie nauka (stąd nauka jest dla żuka), że trzeba wziąć miarę przed skrojeniem i zmierzyć też wykrój, czy aby nie za wąski. Pozdrawiam i życzę zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Co prawda zanosiło się na koszmar raczej, ale jakoś się udało... :-)

      Usuń
  7. Witaj z powrotem :) Dzięki uporowi jest oryginalna sukieneczka. Dalej tak trzymać - tak to jest z tymi krojami, dobrze, że potrafisz rozszyfrować chociaż częściowo tekst. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę tak :-) Zadziałała moja stara zasada - jeśli nie możesz czegoś ukryć, to zrób z tego zaletę :-) Kombinowanie z doszywaniem tego samego materiału wyglądałoby na sztukowanie, a tu - może ktoś pomyśli, że taki był zamysł?

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń